youngtimerbike

Historia pisana jednym śladem. Od japońskiej rewolucji końca lat 60., aż po spektakularny wyścig zbrojeń w latach 90..

Honda NX650 “DOMI BAJA”

4 min read

Jakoś się ostatnio opuściłem w tematach artykułów. Pozostaje mi się w tylko bić w pierś. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Zanim więc przyjdzie czas na poważniejszy tekst, to na rozgrzewkę coś w klimacie błotno-customowym. Żeby zrozumieć tę historię musimy przenieść się na półwysep Baja Califronia, który znajduję się w granicach Meksyku. Ten długi i wąski „jęzor” ziemi tworzący Zatokę Kalifornijską jest teatrem genialnej imprezy.

Chodzi mi oczywiście o Baja 1000. Wbrew pozorom nie jest to kolejny rajd długodystansowy. To jest bardziej wyścig po szutrze. Nie ma tu odcinków specjalnych. Cała trasa jest jednym odcinkiem i zawodnicy dosiadający motocykli, quadów, pick-upów czy ciężarówek gnają przez cały półwysep na złamanie karku. Warto dodać, że Baja Kalifornia posiada morderczy pustynny klimat i bardzo trudną rzeźbę terenu. Jest ona tak uciążliwa, że przez setki lat ta ogromna ziemia stała odłogiem. Długość trasy Baja 1000 to z reguły 900 mil choć czasem trasa jest delikatnie modyfikowana z uwagi na lokalne warunki. Baja 1000 jest kulminacyjną imprezą terenową w tamtej części świata i skupia całą śmietankę środowiska. Tak specyficzne warunki i zasady wytworzyły specyficzny rodzaj wyścigówki/rajdówki. Najbardziej charakterystyczną cechą maszyn biorących udział w tej imprezie przez lata były ogromne reflektory. Dziś z uwagi na technologię LED stały się one mniej imponujące wizualnie. Opisywana Honda odwołuje się jednak do dawnych czasów.

W latach 80 Honda miała bardzo dobrą passę w Baja 1000. Zwyciężyła w roku 1982, a następnie w latach 1984-87). Producent dla uczczenia tych sukcesów wypuścił widoczną wyżej XR250 Baja. To enduro klasy niższej średniej (ze względu na pojemność) jest dziś łakomym kąskiem dla fanów starych maszyn do jazdy po nieutwardzonych drogach. Jednak jest ich stosunkowo mało. Co zrobić, jeśli chcemy mieć coś w podobnych klimatach? Zbudować! No i po tym niezwykle okrężnym opisie docieramy do dzisiejszego bohatera.

Bazą dla tej przeróbki była Honda NX650 Dominator. To raczej niezbyt spektakularny fun bike z końca lat 80.. W jego ramie drzemie spory singiel po pojemności, jak łatwo się zorientować, 650 ccm. Jeździec ma do dyspozycji 45 KM i 53 Nm. Raczej umiarkowane parametry ale też bez wstydu. Jechać się da. Japończycy obiecują 161 km/h prędkości maksymalnej. Gdy patrzę na tę przednią tarczę, to uważam, że może to być aż nadto dla niej. Twórcą nowego wizerunku Dominatora jest Francuz Florian Gounaud. Właściciel firmy Soli Moto.

Jego zamysł był o tyle „szatański”, że chciał zrobić coś, czego nigdy nie odważyła się wykonać fabryka. Otóż na bazie Dominatora postanowił zbudować wersje Baja. Niby nic odkrywczego. Florian jednak postanowił w jak największym stopniu opierać się na częściach OEM. Oczywiście na samym początku wyleciała czacha. W zamian wjechała podwójna lampa wpasowana w minimalistyczną owiewkę. Niby spoko ale ja bym poszedł bardziej po bandzie i zrobił ten reflektor o wiele większej średnicy. Co ciekawe, pozostał oryginalny kokpit.

Błotnik, który fabrycznie znajduje się przy kole, dostał wolne w zamian mamy akcesorium frimy UFO z linii Vintage, zamontowane do dolnej półki. Ten zabieg nadał maszynie zadziorności. Kierownica również jest wyższa. Handbary to taka klasyka gatunku, że chyba nawet nie ma co o nich wspominać. Lusterka są takie nie najładniejsze, ale one są OEM, ponieważ tak miało być. Złote obręcze robią robotę. Nie wiem czy są fabryczne ale mi się podobają. Jak pewnie widzicie maszyna na zdjęciach mam kickstarter. Florian specjalnie polował na model z okresu, gdy Dominator miał dwa rozruszniki. Jeden elektryczny, jeden nożny. Baza pochodzi z ostatniego roku, gdy takie rozwiązanie używano, czyli z 1989.

Skoro przód był nowy, to również cała tylna część musiała się dostosować. Składa się na nią błotniko-zadupek UFO z serii Vintage, bagażnik i torba. Sam w sobie bardzo mi się podoba ale tylna lampa wygląda jak z przyczepy rolniczej. Jest ciut za bardzo ordynarna. Jak dla mnie oczywiście. Silnik pozostał w gruncie rzeczy seryjny. Dostał tylko układ wydechowy Arrow Dakar i nowy filtr powietrza. Ostatnim etapem było malowanie. Tutaj autor postawił na klasykę. Czerwień z bielą świetnie się łączy. Bardzo dobrze wygląda kanapa i harmonijki na widelcu niewyłamujące się z kompozycji kolorystycznej.

Na zdjęciach Honda jest ubłocona. To nie jest kompozycja zrobiona dla sesji. Florian jeździ tym motocyklem wszędzie, gdzie tylko ma ochotę. Nie jest to radyklana rajdówka, raczej wciąż osiołek, o bardzo atrakcyjnym wyglądzie. Na mnie ta maszyna zrobiła wielkie wrażenie, choć de facto nie ma w niej nic odkrywczego.

Jeździłbym!

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *