youngtimerbike

Historia pisana jednym śladem. Od japońskiej rewolucji końca lat 60., aż po spektakularny wyścig zbrojeń w latach 90..

Kawasaki Z1000 AC Sanctuary RCM-225

2 min read

Japońskie Big Bike’i to wyjątkowe sprzęty. Pełne charyzmy i charakteru. Dziś jednak te motocykle odeszły w niebyt, ale nie wszystko stracone. Jest w Tokio firma, która przywraca staruszki do pełnej formy, a w ramach bonusu, funduje im mechaniczny tuning na najwyższym poziomie. Jeśli jednak jesteś fanem Big Bikeów, a nie masz zasobnego portfela lepiej nie zaglądaj do AC Sanctuary bo Twój stan psychiczny już nigdy nie będzie stabilny. Ja postaram się dawkować emocje stopniowo. Oto RCM-225:

Motocykl powyżej wyruszył na drogi w latach 70-tych (niestety nigdzie nie mogłem znaleźć w którym roku wyprodukowano ten egzemplarz)  i owym czasie był ostrym przecinakiem, z którym niewielu mogło się równać. Jego litrowa, chłodzona powietrzem, czwórka generowała 90 KM.  Co w zupełności wystarczało żeby doprowadzać podwozie i zawieszenie do granic wytrzymałości.

RCM-225

Spece z Tokio główny nacisk położyli na zawieszenie i hamulce. Na pierwszy ogień jednak poszła rama, która została wzmocniona w newralgicznych punktach. Oryginalny wahacz został zamieniony na nowy sztywny element, który resorowany jest klasycznie – dwoma amortyzatorami o pełnej regulacji.

RCM-225

Przednie zawieszenie, jak i koła, pochodzą z Yamahy XJR 1200, natomiast zaciski, nowszej, XJR-ki 1300. Bardzo ciekawym elementem jest układ wydechowy,który w każdym czterocylindrowcu prezentuje się wyśmienicie. Tutaj całość doprawiono czarnym matem co dodatkowo wzmacnia efekt.

Oglądając seryjne japońskie motocykle z lat 70-tych zawsze miałem wrażenie,że producenci nie przywiązywali żadnej wagi do detali. Mechanicy AC Sanctuary są jednak perfekcjonistami, co widać choćby spoglądając na osprzęt kierownicy, czy takie elementy jak kierunkowskazy.

Ekipa AC Sanctuary nie tworzy zmyślnych bobberów, czy cafe racerów, a dość nietypowo, odkrywa klasyki na nowo. Dla wielu może to być szarganie historii jednak, moim zdaniem, to co robią w Tokio to wspaniała rzecz. Podrasowany klasyk ma wszystkie zalety jakie miał gdy go produkowano, a po kuracji potrafi zdzierać podnóżki na zakrętach i śmieje się z pseudo-streetfighetowych merto-motocykli jakie serwują nam producenci w swych salonach sprzedaży.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *