youngtimerbike

Historia pisana jednym śladem. Od japońskiej rewolucji końca lat 60., aż po spektakularny wyścig zbrojeń w latach 90..

Indian FTR 1200 Indian Metz

4 min read
Indian FTR 1200

Nie ma nic piękniejszego w motocyklowym świecie niż mocny silnik V2. Obojętnie czy ma on rozrząd OHV, Desmo, OHC, DOHC czy chłodzony jest cieczą czy powietrzem. Mocny widlak to zawsze gwarancja dobrej zabawy. Tego typu jednostki porażają temperamentem. Często mają jednak krnąbrny charakter. Jedni to kochają inni nienawidzą. Chociaż tych drugich nie rozumiem. Jeśli chodzi o amerykańskie motocykle zdecydowanie jestem miłośnikiem maszyn z Milwaukee. Nowy Indian, choć Polaris marketingowo genialnie ten projekt prowadzi, nie do końca do mnie przemawia.

Indian FTR

Czerwoni (nie komuniści, żeby było jasne) mają jednak jedną maszynę w portfolio, która mnie kręci niesamowicie. Jest nią FTR1200. Pojawił się on na rynku w 2019 roku, ale pewnie niewielu z Was pamięta, przez dłuższy czas model ten projektowano jako Victory. Indianem stał się on dopiero, gdy Polaris zdecydował o wygaszeniu tamtej marki. Nie jest to jednak tekst o historii koncernu i najnowszych dziejach marki Indian, a o świetnym projekcie na bazie FTR 1200.

Indian FTR1200

Już seryjnie Indian ma sporo do zaoferowania. Przede wszystkim przenosi on koncepcje trackera w XXI wiek. Przez wiele lat tego typu jednoślady kojarzono z przedpotopowymi Sportsterami. Nie ma w tym nic złego, Sporciaki bywają genialne. Są jednak ludzie, którzy chcą porządnej mocy i solidnych układów jezdnych. Długo nie mieli w tej niszy czego szukać. FTR1200 pozwolił im wejść w świat, który do tej pory był nudny i nieatrakcyjny. Jeżeli jednak seryjny FTR jest dla was zbyt grzeczny, to i na to pojawiła się recepta, a jej wypełnienie to maszyna ze zdjęcia.

Indian FTR1200

Twórcy, Thomas Castany i Alexis Masin pracujący w firmie Indian Metz będącej francuskim dilerem marki, nie silili się na wyszukane formy. Tracker jest trochę jak koń, czyli wedle przysłowia: „jaki jest, każdy widzi”. Nie ma sensu wymyślać go na nowo. Nie oznacza to jednak, że nie przykładali oni uwagi do strefy wizualnej. Wręcz przeciwnie, jest tutaj wiele smaczków, z czego najlepszym bez wątpienia określę ramę. W dużej mierze pozostała ona seryjna. Usunięto z niej jednak oryginalną farbę i przy pomocy kilku sprytnych zabiegów uwydatniono spawy. Podobnie postąpiono ze stalowym wahaczem. Wygląda to świetnie.

Indian FTR1200

Clou tej przeróbki to nowy układ jezdny, dzięki któremu maszyna nabierała cech wyścigowych. Oczywiście kierownica pozostała wysoka, w trakcerze o żadnych clip-onach nie może być mowy. Zwróćcie uwagę na potężne półki. Zaprojektowała je i wykonała od zera firma Usinage Concept. Wsadzono w nie widelec USD. Niestety nie dotarłem do tego, jakiej firmy on jest. Wygląda jednak wystarczająco drogo i sportowo. Skoro już jesteśmy przy kierownicy, to muszę wspomnieć, że reflektor dostał wolne. W zamian pojawiła się płaska „numerowa tablica” z soczewkowym światłem.

Indian FTR1200

Jak już wspomniałem, wahacz pozostał seryjny. Połączono go z amortyzatorem firmy EMC. Twórcy chwalą się, że ich kreacja jest o wiele bardziej zwrotna niż wersja seryjna. Stało się tak głównie przez półki, które zmieniły kąt pochylenia widelca na bardziej agresywny. Nawet najlepszy silnik i zawieszenie są niczym bez dobrych opon, a te muszą myć przecież nałożone na felgi. Obręcze jakie tu zastosowano wyprodukowała firma Jonich. Nie wiem czy są one szprychowe, czy tylko takie udają, ale wyglądają genialnie. Nałożono na nie slicki Bridgestone. Spore wrażenie robią hamulce. Falowane tarcze to co prawda vibe lat 2008-2012, ale tutaj to nie przeszkadza. Zaciski to topowe Brembo.

Indian FTR1200

Malowanie wykonała firma Supercar AR Performance. Bazą był szary lakier z palety Audi. Natomiast aerografem naniesiono grafiki nawiązujące do sportowej tradycji Indiana. Tylna rama pomocnicza, podobnie jak w wersji seryjnej, pozostała na widoku. Trzeba przyznać, że wygląda świetnie. Całości wizerunku dopełnia pług. W kwestii silnikowej nie zmieniło się wiele. Dodano wydech firmy Zard, wysoko przepływowy filtr powietrza i całość zgrano przy pomocy nowej mapy zapłonu. Twórcy nie podają czy pojawiły się jakieś przyrosty mocy.

Indian

Trakcery w Polsce są raczej mało popularne. Nie mamy po prostu tradycji tego typu, a gdy zaczęło nas być stać na coś więcej niż WSK-i to albo poszliśmy w stronę wielkich cruiserów, albo sportowych maszyn. Rynek customowy zakochał się jakąś dekadę temu w cafe racerach. Trackery są więc niszą w niszy, a FTR – jak już wspomniałem – dystansujący się od archetypu tego rodzaju maszyny, jest kolejną egzotyką, nawet w tym malutkim – w Polsce – segmencie. Pozostaje mi więc promować tego typu customy. Jak dla mnie mają one coś z BMX-ów i do tego charakternego widlaka w ramach.

Róbcie trackery! Ja na pewno jakiegoś zbuduje!

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *