youngtimerbike

Historia pisana jednym śladem. Od japońskiej rewolucji końca lat 60., aż po spektakularny wyścig zbrojeń w latach 90..

SLABSIDE THUNDERBIKE ’88 SUZUKI GSX-R1100 RACER

4 min read
SLABSIDE THUNDERBIKE: ’88 SUZUKI GSX-R1100 RACER

Olejaczki są jak duże misowate psy, każdy je lubi. No niektórzy się ich boją, ale z reguły wzbudzają one sympatie. Pierwsze generacje „gixerów” nawet w czasach swojej świetności nie grzeszyły przesadnym wyrafinowaniem. To znaczy, nie były na pewno przestarzałe, co to, to nie. GSX-R nie stawiał jednak na jakieś egzotyczne ficzury typu rozrząd desmo, albo przekombinowane rozwiązania, jakich często próbowała Honda i Yamaha. W Hamamatsu po prostu zbudowano piekielne mocny silnik przy użyciu tego, co oferowała technika końca lat 80.. Dzięki temu ich flagowa czwórka oferowała nie tylko dużą moc, ale i ponadprzeciętną odporność na idiotyczne traktowanie. Było to jednocześnie błogosławieństwo i przekleństwo. Katusze jakie olejaki przeżywały, i wciąż przeżywają, stały się wręcz legendarne. Silniki te zostały ofiarami swojej trwałości i dziś coraz ciężej trafić na egzemplarz w przyzwoitym stanie. Tym bardziej cieszy prezentowany restomod.

SLABSIDE THUNDERBIKE: ’88 SUZUKI GSX-R1100 RACER

Fani oryginałów mogą się krzywić na ten sprzęt ale… ja niekoniecznie jestem fanem oryginałów, uważam, że motoryzacją należy się bawić. Ostatecznie dzięki takim zajawkowiczom wartość motocykli w stanie nieskazitelnym rośnie. No chyba, że będziecie chcieli mi „restomodzić” Ducati 888 SP4, to wtedy was znajdę. 😉 Nie no, żartuję, nawet Włoszki można modzić. Wracamy do Suzuki, a właściwie jej właściciela na początek. Marc Bell to facet, który projektuje meble, jest również zapalonym zawodnikiem motocyklowym. Podczas wyścigu na torze Cadwell Park, prowadząc Yamahę YZF-R6, doznał paskudnego wypadku, który sprawił, że na jakiś czas został przykuty do szpitalnego łóżka.

SLABSIDE THUNDERBIKE: ’88 SUZUKI GSX-R1100 RACER

W czasie rekonwalescencji doszedł do wniosku, że chce wrócić do ścigania się analogowymi motocyklami, takimi bez elektroniki wspomagającej jazdę. Obraził się nawet na wtrysk paliwa. Sprzedał swoją Hondę Fireblade i kupił zmęczonego GSX-R 1100 z 1988 roku. Podczas rozbiórki maszyna ujawniła swoją wyczynową przeszłość. Były na niej naklejki z Manx GP. Nasz bohater mocno się podpalił na samą myśl, że „gixer” znów może stanąć na legendarnym asfalcie wyspy Man. Niestety nie wszystko było idealne.

SLABSIDE THUNDERBIKE: ’88 SUZUKI GSX-R1100 RACER

Czterocylindrowiec na hamowni pokazał tylko 116 KM, wyczynowa przeszłość pozostawiła po sobie ślady. Marc momentalnie podjął decyzję, że należy silnikowi przywrócić dawny wigor. Na początek zamontowano mechaniczne gaźniki Mikuni RS38, także uporządkowano dolot. Niestety poprawa była śladowa. Koniecznym okazał się demontaż „czapki” i praca nad rozrządem. Zregenerowano wałki rozrządu, pojawiły się nowe sprężyny zaworowe. Wentyle oczywiście dotarto. Obowiązkowym wręcz elementem był wydech Yoshimury, bez niego każde Suzuki jest niekompletne. Marc zregenerował również sprzęgło na częściach firmy EBC. Po tych zabiegach olejak pokazał na hamowni zdrowe 131 KM.

SLABSIDE THUNDERBIKE: ’88 SUZUKI GSX-R1100 RACER

Kolejnym elementem zabawy był układ jezdny. Ten rocznik GSX-R 1100 opuścił fabrykę na osiemnastocalowych kołach, są one dziś archaiczne. W motocyklu, który stałby w garażu, bądź muzeum, nie jest to żaden problem. Marc chciał się jednak ścigać. Przejście na stosunkowo współczesne „siedemnastki” to konieczność. Z przodu zadomowił się widelec USD rodem z trochę młodszego SRADA. Z tyłu natomiast pojawił się amortyzator Ohlins. Tarcze hamulcowe wyprodukowało Brembo, a czterotłoczkowe zaciski Tokico montowano w połowie motocykli sportowych w latach 90., jak widać wciąż dają sobie radę.

SLABSIDE THUNDERBIKE: ’88 SUZUKI GSX-R1100 RACER

Pomimo tego, że już od początku projektu, jasne było, że Suzuki będzie używane do wyścigów, to Marc bardzo chciał, żeby sprzęt przemawiał do niego wyglądem i był schludny w formie. Cel jaki sobie wyznaczył, to upodobnienie się do wyścigówek końca lat 80.. Wielu nie lubi wczesnych owiewek GSX-R-ów, moim zdaniem mają one masę uroku i są piękne. Marc chyba podzielał mój entuzjazm, bo czacha jest wizualnie bliska oryginałowi, choć stworzono ją w dużej mierze od nowa. Pojedynczy reflektor nawiązuje oczywiście do dawnej sceny endurance, ale ma on również wymiar praktyczny. Właściciel chce zabrać swoje dzieło na Nordschleife, a tam oświetlenie jest wymagane.

SLABSIDE THUNDERBIKE: ’88 SUZUKI GSX-R1100 RACER

Ogon wykonano z 1,5 mm aluminiowej blachy. Malowanie inspirowane jest barwami, jakie zdobiły wyczynowe „gixery” w latach 80., ale nie jest to dokładna kopia, żadnej konkretnej kompozycji. Trzeba przyznać, że duch epoki aż bije z tego sprzęta. Cieszę się, że właściciel zachował to, co zawsze cenie w dawnych wyczynówkach – surowość. Spoglądnijcie na ramę, która bije surowym aluminium, wahacz wygląda podobnie. Seksownie wyłaniające się spod owiewki gaźniki i tłumik Yoshimura Cyclone. No jak tu nie kochać tego olbrzyma chłodzonego wiatrem i olejem.

 

Genialny jest to projekt, taki idealnie w moim stylu.

1 thought on “SLABSIDE THUNDERBIKE ’88 SUZUKI GSX-R1100 RACER

  1. No nie, trzy razy dziennie sprawdzam co nowego na stronie, a jak w końcu pojawi się nowy wpis, to w pierwszych dwóch zdaniach od razu po jednym błędzie ortograficznym. Nie dość że strona ładuje się wyjątkowo długo że względu na ilość reklam, to jeszcze takie błędy….
    Sam wpis naprawdę słaby, ale wciąż jeszcze czytam czekając na kolejne, które dorównają poprzednim. One też nie były wolne od błędów językowych, ale nadrabiały to atrakcyjnością

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *