Suzuki GSF400 Bandit Racer
6 min readSuzuki Bandit to taki dwukołowy ekwiwalent Volkswagena Passata, motocykl tani, posiadający wiele zalet (ale i kilka wad) jednak zupełnie niewyróżniający się na tle rywali. Czołowy przedstawiciel tego typoszeregu przez wiele lat miał w swych trzewiach kultowego olejaka, czyli silnik wywodzący się z nie mniej kultowego GSX-R 1100. Jednak i on przez swoją popularność mocno się opatrzył. Nadal te maszyny są jednak kompetentnymi towarzyszami życia wielu motocyklistów i nie ma się czemu dziwić, bo choć ich metryczka robi się coraz dłuższa, to wciąż mogą wiele zaoferować za niewielkie pieniądze. Jest jednak jedno miejsce, gdzie próżno szukać Banditów – tor wyścigowy, czy aby na pewno? Dzisiejsza historia obali tę tezę.
Michał to chłopak, który postanowił Bandita zaprowadzić na tor, ale nie okazjonalnie, tylko domyślnie. Jego sprzęt miał zostać kompetentną wyścigówką startującą w Pucharze Polski Classic w klasie Youngtimer 500. Jak łatwo się domyśleć popularna sześćsetka nie łapię się do tych rozgrywek. Michał miał w swoim garażu dużo rzadszego w naszym kraju Bandita 400. To zupełnie inny gad niż więksi i młodsi bracia. Bandit 400 zadebiutował wraz z modelem 250 w 1989 roku. Technicznie sporo go odróżnia od reszty rodzinki. Nie bójmy się tego też napisać – jest to dużo bardziej wyrafinowany motocykl. Główną różnicą jest silnik, który chłodzony jest cieczą, ma sześć biegów i 59 radosnych kucyków osiąganych przy 12000 obrotów na minutę. Już suche dane techniczne pokazują, że jest to jednoślad o dużo bardziej sportowym charakterze niż sześćsetka. Właściciel twierdzi, że to nie tylko suche dane. W jeździe również to czuć. Prawie najmniejszy z Banditów ma również zupełnie inną ramę. Nie ma tu stalowej kołyski, a coś co można by określić stalowym grzbietowym kręgosłupem. Pomimo tych wielu ciekawostek technicznych, żeby zbudować na bazie takiego nakeda wyścigówkę, to… trzeba go rozebrać do ostatniej śrubki.
Samą historią Bandita 400 jeszcze się zajmę, dziś jednak skupmy się na tym konkretnym egzemplarzu. Zazwyczaj tego typu projekty rozpoczynają się od wyszukania interesującej sztuki i rozpoczęcia prac. Tym razem było trochę inaczej. 400-tka była pierwszym sprzętem Michała, a jej torowe przeznaczenie rodziło się z czasem. Zapytałem go o to, dlaczego zdecydował się właśnie na ten niezbyt popularny u nas model. Odpowiedział mi, że głównym kryterium był nieszablonowy silnik, ale i wyjątkowość grała tu sporą rolę. Początkowe poczynania nie wymagały wielu modyfikacji, ale z czasem stało się jasne, że jeśli właściciel chcę myśleć o poważnym ściganiu musi nad Bandziorem popracować. Michał jest mechanikiem motocyklowym, więc większość prac wykonał we własnym zakresie. W 2020 roku zaplanował debiut w Wyścigowym Pucharze Polski Classic. Ma startować w klasie Youngtimer 500. Jest to bardzo mocno obsadzona seria, na pewno nie będzie łatwo zdobyć wysokie miejsca, ale kto nie próbuje, ten nie pije szampana. W wyścigach to powiedzenie jest na miejscu jak nigdzie indziej. Czerwony wariat z Hamamatsu będzie się mierzył z rojem ZXR 400, które już z fabryki wyjeżdżały jako motocykle semiwyczynowe.
Zanim to jednak nastąpiło należało go do tego przystosować. Michał nie za bardzo chciał zdradzać tajniki swego dzieła. Pozostanie nam operować na ogólnikach, ale musicie go zrozumieć – konkurencja nie śpi. Prace rozpoczęły się od rozbiórki. Co raczej nie powinno dziwić. Kluczowym elementem w wyścigach jest układ jezdny, wie o tym każdy. Całe przednie zawieszenie odeszło na wieczny urlop bezpłatny, gdyż osiągało limity swych możliwości. Zamiast tego w główce ramy zamontowano zawieszenie USD. Nie jestem do końca pewien, ale chyba pochodzi ono z którejś generacji GSX-R 750. Zaciski jak widać zostały seryjne. Nowe są felgi, do których dobrano ogumienie typu slick. Przyczepności raczej nie powinno zabraknąć. Kolejnym etapem było obniżenie masy. W tym celu zostały usunięte wszystkie drogowe elementy. W tym momencie, nie było już odwrotu. Los oryginalnego przedniego zawieszenia podzieliły plastiki zadupka razem z tylną częścią kanapy. Michał własnoręcznie z laminatu wystrugał więc nowy element pasujący do przyciętej wcześniej ramy pomocniczej.
Kolejnym etapem zabawy było dziarskie serducho. W tym aspekcie właściciel również pozostaje tajemniczy, ale jak widać na wyżej umieszczonym zdjęciu prace przebiegły kompleksowo. Z tego co udało mi się ustalić, to wyremontowany został cały dół. Nowy, a właściwie inny, jest wał korbowy. Co chyba naturalne, osadzono go na nowych panewkach. Całość uzupełniły oczywiście uszczelki. W „czapce” pojawiły się nowe wałki rozrządu i to właściwie wystarczyło. Czy Michał zastosował jakieś przeróbki? Tego nie wiem i wy się również nie dowiecie. Mała czterocylindrówka na pewno osiąga parametry takie jak wtedy, gdy opuszczała fabrykę. Są pewne przesłanki, że kucyków może być więcej ale… tego oczywiście się nie dowiemy.
Po wielu przeróbkach przyszedł czas na pierwsze próby. Dzięki nowemu zawieszeniu Bandzior prowadzi się o wiele pewniej. Szersze felgi i opony typu slick poprawiły przyczepność. Likwidacja drogowego wyposażenia i wszelkich zbędnych rzeczy, odchudziła maszynę o 15 kg. Wyższy profil tylnej opony zmienił geometrię, ale na korzyść. Michał już zauważa, że problemem są fabryczne sety. Chce zaprojektować nowe według własnego pomysłu, ale obecna sytuacja epidemiczna utrudnia sprawę. Tak naprawdę Bandit jest jeszcze w fazie prób. Na prawdziwe testy nie było czasu, więc jeśli pojawią się problemy, to wyjdą one w praniu. Rok 2020, jak już wspomniałem, ma być debiutem Michała w wyścigach klasyków. Dlatego obecny sezon traktuje on jako okres rozwoju projektu i zapoznanie się z całą tą zabawą, ale nie wyklucza walki o czołowe pozycje, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.
Chęci są wielkie, maszyna (prawie) gotowa do akcji, jak więc wygląda team Michała? Nawet na tak amatorskim poziomie dobrze jest mieć przy sobie kogoś, kto w ferworze walki zajmie się motocyklem od strony technicznej. Jednak i w tym aspekcie nasz bohater stawia tylko na siebie. Kolejna odważna decyzja, ale kto nie ryzykuje ten… pisałem już o tym. Niemniej jednak, przed Michałem szykuje się bardzo ciekawy czas. Obyśmy tylko mogli cieszyć się kolejnym sezonem Wyścigowego Pucharu Polski Classic, bo obecne czasy są bardzo dziwne. Na koniec zapytałem go czy poleca Bandita jako wyścigówkę dla początkujących. Pora oddać mu głos: „Absolutnie do ścigania nie. Aby mógł konkurować z motocyklami ze stawki, czyli np. ZXR 400, trzeba wykonać ogromną ilość modyfikacji. Do amatorskiej zabawy w torowanie jest fantastyczny, ale do profesjonalnego ścigania w wersji seryjnej się nie nadaje”.
Tworząc ten tekst skupiłem się na wyścigowym przeznaczeniu opisywanego motocykla. Warto się jednak zastanowić nad tym modelem pod kątem klasyka. Do niedawna w Polsce panował kult pojemności, sam jestem jego ofiarą – mam w garażu jednego z największych naked-bike’ów jakie pojawiły się na świecie. Obecne trendy zdają się zwracać ku ciekawości danej konstrukcji. W tym aspekcie Bandit 400 ma wiele do zaoferowania i choć łatka nudnej maszyny przyklejona do jego większych braci, może się i za nim ciągnąć, to każdy kto ma pojęcie o młodych klasykach będzie wiedział, że nie jest to zwykły Bandit… A jeśli przyjdzie się Wam ochota się nim po ścigać to również jest to do zrobienia, czego przykładem jest Michał i jego motocykl.
Michałowi pozostało mi życzyć powodzenia i samych sukcesów, a także stosunkowo bezbolesnych wycieczek po za tor, bo one w tym sporcie są nieuniknione.
Tak od 2 lat Bandit 400 lata w Pucharze Polski, artykuł nieco spóźniony ;]