NGLT Racing
8 min readZdradzę wam dziś dwie prawdy życiowe, które warto kiedyś poznać, choć niekoniecznie należy się z nimi zgadzać. Pierwsza – to nie tabelki stanowią o wartości motocykla, a charakter jaki nadali mu twórcy. Czasem dwudziestokonny sprzęt ma więcej jadu, niż stukonny kredens. Prawda druga – wyścigówka nie traci swojego wyczynowego charakteru nigdy. Nie ma znaczenia, czy będzie to DKW z lat 30., czy Moto Guzzi z lat 50., czy Honda z lat 70. – wszystkie te maszyny mają swój pierwiastek rywalizacji, który nie umiera nigdy. Nie dziwi więc fakt, że ludzie wykorzystują takie sprzęty zgodnie z przeznaczeniem. Wyścigi dwukołowych klasyków to w Polsce stosunkowo nowe zjawisko, ale trzeba przyznać, że rozwija się ono prężenie, i zaraża coraz większą ilość ludzi – i bardzo dobrze! Jakiś czas temu na Facebooku zainteresował mnie profil jednego z teamów, po skontaktowaniu się z chłopakami doszedłem do wniosku, że warto opisać ich historię i maszyny którymi się ścigają. A są to nieliche sprzęty, ale zacznijmy od początku.
NGLT Racing narodził się w 2018 roku, jest to więc bardzo młody twór. Nie dajmy się jednak zwieść pozorom, to ostrzy zawodnicy. Pomysł na ściganie się klasykami narodził się w Brannej. Ta mała wieś leżąca na Morawach jest mekką dla każdego fana wyścigówek w średnim wieku. Odbywające się tam zawody to orgia mechanicznych fetyszystów. Mógłbym tu wymyślać jeszcze wiele przymiotników z pogranicza lekkich zboczeń, żeby opisać wspaniałość wyścigów w Czechach, ale może lepiej wróćmy do tematu. Na jednej z imprez Kolśtejnsky Okruh pewien Chorwat – Zoran Vasković – to tam postanowił, że zajmie się ściganiem. Mieszkał już od dziesięciu lat w Polsce i to tu rozpoczął współpracę z teamem CRCP Racing Team. Po jakimś czasie postanowił założyć własny team, nazwał go NGLT Racing. Środowisko świetnie przyjęło ekipę, a ta od razu zaczęła się rozkręcać.
Zorana czynnie wspiera żona Ania. Oboje są wielkimi miłośnikami wyścigów motocyklowych. W NGLT Zoran pełni rolę szefa, mechanika, logistyka i głównego motywatora. Wszystko oczywiście pod czujnym okiem Ani. Obecnie team składa się z trzech zawodników: Zorana, Ivo Vaskovića i Kamila Grochowskiego. W 2018 ekipa wystawiła dwa motocykle, których dosiadali Ivo i Kamil. Zoran – jako szef wszystkich szefów – poświęcił się pracy padoku. W 2018 roku udało się wystartować we wszystkich imprezach z cyklu Wyścigowego Pucharu Polski Classic, mało tego – chłopaki wygrali swoją klasę zajmując w generalce pierwszą i drugą pozycję. Zoran pomimo wielu obowiązków wystartował jednak w Poznaniu, głównie po to, by zdobyć licencję wyścigową B. Kamil ściga się klasykami od 2016 roku. Początkowo dosiadał Hondy CB400T, na której odniósł kilka sukcesów, z czego największym był tytuł Wicezdobywcy Pucharu Classic 500. W NGLT Racing jeździ Hondą CB500 Four z 1972 roku. Ivo jest synem Zorana i dosiada bliźniaczej maszyny.
Nie będę ukrywał, że do opisania NGLT Racing przekonały mnie ich motocykle, te Hondy wyglądają tak rasowo, że mógłbym sobie je postawić w sypialni i oglądać je codziennie przed snem. To są jednak prawdziwe wyścigówki i wygląd jest najmniej istotną z ich zalet. Poznajmy więc krótką historię rzędowych czwórek zagonionych do wyczynowego żywota. Już pierwszy rzut oka na silnik zdradza bliskie pokrewieństwo 500-tki z legendarną Hondą CB 750 Four (której dokładną historię opisałem tutaj). Mieć takie koneksje rodzinne, to tak jak być synem papieża… a nie, wróć! To tak jak być synem cesarza Japonii. CB 500 Four w gruncie rzeczy jest zmniejszoną 750-tką, ale między tymi silnikami jest kilka różnic, z czego największą jest mokra miska olejowa w mniejszej konstrukcji. 500-tka debiutowała dwa lata po większej siostrze, czyli w 1970 roku. 750-tka nie odniosła spektakularnych sukcesów sportowych (głównie dlatego, że taka była wola Soichiro Hondy), 500-tka natomiast nieźle radziła sobie na legendarnej wyspie Man. Nijaki Bill Smith w 1975 roku wygrał CB500 klasę 500 Production. Wyczyn ten był o tyle spektakularny, że mierzył się z wieloma dwusuwami. Metę przeciął o 8,2 sekundy szybciej niż kolejny zawodnik jadący Suzuki T500 (o którym więcej tutaj). Jednak do NGLT Racing pierwsza CB 500 trafiła przypadkiem.
Zoran szukał motocykla dla syna. Udało się kupić Hondę wyciągniętą świeżo ze stodoły (kurde gdzie te wszystkie stodoły są, że ja na nie nie trafiam). Japońska czwórka jak przystało na rasowy „barn find” wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy, ale to tylko pozory. Po zmyciu wszystkich kurzych kup, i innych tego typu atrakcji, przyszedł czas na podstawowy serwis, po którym Honda wydała z siebie oznaki życia. Dodatkowym atutem był wyścigowy bodykit. Jak to w życiu bywa, nie wszystko było idealne. Rozpoczął się więc żmudny proces przywracania Hondy do pełni sił, choć obiektywnie i tak radziła sobie nie najgorzej.
Największe problemy sprawiały gaźniki, zawieszenie i ślizgające się sprzęgło. Nie było innego wyjścia jak konkretny remont dokuczliwych podzespołów. Tylne amortyzatory poddano gruntownej regeneracji. Dużo ciekawsze rzeczy odbyły się z przodu. Zoran skonstruował pneumatyczny system, który poprawił znacząco właściwości widelca. Dodano również drugą tarczę (obie nawiercono), Stalowy oplot i wydajniejsza pompa hamulcowa to tylko formalność w tym przypadku. Silnik dostał bezstykowy zapłon i chłodnicę oleju, która dbała o odpowiednią temperaturę podczas wyścigowej rywalizacji. Tak przygotowany sprzęt stanął na torze i rozpoczął ściganie. Warto wspomnieć, że jednostka napędowa nie była od zakupu remontowana. Motocykl miał jednak swoje humory. Podczas jednej z rund w Poznaniu pękł przewód chłodnicy, jednak po umyciu toru, Ivo i motocykla (a także zaślepieniu kanałów olejowych) Honda wróciła na tor i wygrała swoją klasę. Oprócz tej przygody pojawiały się problemy z zalewaniem świec, co skutkowało przerywaniem pracy silnika, słabymi hamulcami i cieknącym zbiornikiem. Pomimo tych wszystkich przygód Ivo dowiózł pierwszą pozycję do końca sezonu.
W międzyczasie w ekipie pojawiła się druga Honda, bliźniacza do tej która już się ścigała. Docelowo motocykl przygotowywany był jako rezerwa dla Ivo, była też opcja, że dosiądzie go Zoran. Szef kupił drugi sprzęt gdyż obawiał się o nieremontowany silnik, który użytkowany był bez żadnych skrupułów. Można się więc było spodziewać, że wyzionie ducha w każdym momencie. Serce nowej maszyny zostało gruntownie wyremontowane, dostało też nowe gaźniki. W zawieszeniu zastosowano patenty znane z poprzednika. Maszynka gotowa była już w trackie poprzedniego sezonu (2018). Sprzęt miał charakter „prototypu”, to na nim testowano nowe pomysły. Wtedy też rozpoczęła się współpraca Kamila z Zoranem. Drugi egzemplarz pomimo lepszego przygotowania nie był wolny od problemów. Sporo awarii się powtórzyło, ale były też takie, które bolały bardziej i nie były możliwe do usunięcia od ręki. Na jednej z rund zastrajkowała skrzynia biegów, a dokładnie trzeci bieg, pomimo tego Kamil wykręcił wtedy swoją życiówkę i dowiózł drugie miejsce do mety. Wygrał Ivo.
Nie był to koniec humorów wyścigówki. Honda nr 2 (czyli prototyp) miała problemy z pracą w całym zakresie obrotów. Pomimo doświadczenia z bliźniaczym modelem, ekipa nie umiała sobie z tym poradzić. Najgorzej było na krótkich torach kartingowych, gdzie ważny był niski i średni zakres obrotów. Na „kartingach” prototyp ledwo dojeżdżał do mety. Taka sytuacja spędzała sen z powiek Zoranowi i reszcie ekipy. Po ciężkich bojach udało się opanować krnąbrną Japonkę. Nie był to jednak koniec humorów CB. Na rundzie w Koszalinie podczas kwalifikacji zablokował się gaz i Kamil miał groźnie wyglądający wypadek. Na szczęście skończyło się na obitym tyłku, choć organizator po tym incydencie odwołał kwalifikacje. Pierwsza – ta niepewna, nieremontowana – Honda radziła sobie świetnie, Ivo zdominował swoją klasę i nie dał szansy nikomu. Prototyp pokazał jednak klasę podczas ostatniego wyścigu w sezonie. Oddajmy głos Kamilowi: „Już po pierwszym treningu wiedziałem że będzie dobrze, silnik pięknie się wkręcał, praca gazem to była przyjemność, Honda wyścig pojechała jak zła i ostatecznie wygrałem wyścig klas łączonych, niestety jako jedyny ze swojej klasy, ale radość że motocykl wreszcie działa była ogromna„.
Sezon 2018 dobiegł końca. Zoran i reszta wiedzieli, że wybór Hond to świetny pomysł. Konstrukcja bez – większych – problemów znosi katowanie na torze, nie brakuje jej mocy… no i jak wygląda. Na rok 2019 w NGLT szykują się zmiany. Ivo przechodzi do klasy Youngtimer 500, gdzie będzie dosiadał Kawasaki ZXR400. Dla Kamila powstaje nowy motocykl oparty oczywiście na Hondzie CB500. Dzięki doświadczeniom z poprzedniego roku może uda się uniknąć chorób wieku dziecięcego. Maszyna oczywiście daleka będzie od seryjnej wersji. Modyfikacje to – zawieszenie zaadoptowane z CB550, koło przednie przerobione na 18″, nowe tylne amortyzatory YSS, podwójny hamulec przedni z nawiercanymi tarczami, stalowym oplotem i wydajna pompa na dwa zaciski, zapłon cdi ze sterownikiem programowanym komputerowo ignitech, stabilizator zawieszenia, amortyzator skrętu oraz wydajna chłodnica oleju. Maszyna Kamila będzie dopieszczona wizualnie, pojawią się w niej polerowane detale na silnik i zadupek wykonany przez artystę w swoim fachu. Hondą numer 2 będzie startował Zoran. Motocykl jest w trakcie przeróbek, które sprawią, że sprzęt będzie dopasowany pod jego preferencje. Honda, którą startował Ivo szykowana jest na Branną. Dostała nowe gaźniki i zapłon, co pozwoli jej oddychać pełną piersią na czeskich serpentynach.
Zapytałem Kamila o to jakie panują w teamie relacje. Oto co mi odpowiedział: Przy motocyklach dłubiemy wszyscy w każdej wolnej chwili. Zoran jako szef teamu i świetny mechanik sprawuje piecze nad każdym projektem i pomaga nam ogarniać nawet najbardziej skomplikowane problemy, ale pozwala nam także na własną inwencje, a to powoduje, że w każdym motocyklu widać cząstkę charakteru zawodnika. Wszyscy jesteśmy także motocyklistami, a pasja do wyścigów u każdego z nas miała troszkę inne źródło, Zoran zafascynował się wyścigami ulicznymi w Czechach, Ivo w Chorwacji sporo śmigał po ciasnych serpentynach na swoim ścigaczu i odnalazł się na torze jak ryba w wodzie, a ja kierowany z jednej strony potrzebą adrenaliny i szybkości z drugiej strony rozsądkiem wybrałem tor i współzawodnictwo w kontrolowanych warunkach.
Napisałem kiedyś, że motocykle to tylko zbiór śrubek, plastiku, aluminium i stali. Motocykle nie mają duszy, duszę tworzą ludzie, którzy nad nimi pracują. Team NGLT Racing to właśnie ekipa, która tworzy motocyklową duszę. Całe środowisko skupione wokół wyścigów klasyków to jedna wielka rodzina, która w padoku podzieli się ostatnią śrubą składu mieszanki, ale na torze walka nie jest udawana – ambicji chłopakom nie brakuje. Tak to właśnie powinno wyglądać, w tych plastikowych i ekologicznych czasach takie przedsięwzięcia są ostoją dawnych wartości, bez komercyjnej papki, za to z wielką dozą pasji.