youngtimerbike

Historia pisana jednym śladem. Od japońskiej rewolucji końca lat 60., aż po spektakularny wyścig zbrojeń w latach 90..

Harley-Davidson Sportster 883 „Hollywood Harley”

4 min read

W tym roku wczesnym latem miałem okazję po raz pierwszy w życiu pojeździć klasycznym Sportsterem. Motocykl wywarł na mnie tak ogromne wrażenie, że zapragnąłem takiego. Oczywiście nie mam funduszy, więc nie wiadomo kiedy to pragnienie uda mi się zrealizować, ale dążę do niego z całą siłą. Seryjny „Sporciak” choć jest kozacki i ma w sobie ogromne pokłady uroku, to zdecydowanie chciałbym go zrobić po swojemu. Może tego nie wiecie, jednak ja jestem fanem sprzętów z Milwaukee od lat, a wszystko zaczęło się od mojego wujka, który pokazał mi, że Harleye potrafią być kozackie, choć sam nigdy żadnego nie miał. O tym może kiedy indziej. Wróćmy do tego, co chciałbym zrobić ze Sportsterem. Na dzień dzisiejszy chyba najbardziej podobają mi się sprzęty, które możemy określić mianem dirt-trackerów z mocno scramblerowym sznytem. Znalazłem projekt praktycznie idealnie wpisujący się w moje wyobrażenie o idealnym „Sporciaku”

Seryjny 883 to maszyna pozaklasowa, a więc można z niej ulepić wszystko. Dosłownie wszystko. Widziałem na bazie Sportsterów choppery, torówki, endurówki. Jeśli macie w głowie jakiś rodzaj jednośladu, to ze Sportstera go zrobicie. Oczywiście kluczowa kwestia rozbija się o zasobność portfela. Autorem tego projektu jest Clint Hanaway z ekipy Thunder Road Customs. Zamysł jaki stał za tym sprzętem to prostota bez zbędnych wodotrysków. Czysta i klasyczna linia. Metryka tego egzemplarza nie jest jakaś spektakularna. Wyprodukowano go w 2001 roku.

Clint w wywiadzie dla BIKE EXIF stwierdził, nie bez racji, że obecnie motocykli budowanych w tym stylu jest coraz więcej ale są to albo prawie seryjne motocykle z kostkowymi oponami ale maszyny z nowoczesnymi podzespołami przystosowane do jazdy po płaskich torach. Budowniczy chciał stworzyć coś, co będzie posiadało zdolności terenowe ale nie będzie radyklaną torówką do dirt tracku. Jednocześnie przy tym wszystkim, całość miała pozostać w estetyce lat 60..

Początek prac był typowy, czyli pozbyto się całej zabudowy, a w przypadku tego amerykańskiego cielaczka, wcale nie było tego dużo. Punktem odniesienia stały się opony Firestone ANS o genialnej rzeźbie bieżnika. Kolejnym ważnym elementem był prześwit, a ten można uzyskać tylko w jeden sposób, czyli przy pomocy dłuższych amortyzatorów. Z tyłu wylądowały więc elementy Burly Brand o długości 15″, co jest dość sporym wzrostem, gdyż w oryginale owa długość waha się w przedziale 11″-12,5” zależnie od wersji Z przodu również wylądowały nowe sprężyny ale nie udało mi znaleźć informacji czy są one dłuższe. Kozackie są harmonijki, które dodają odpowiedniego klimatu.

Patrzcie jak pięknie wąski jest ten gad. No idealnie to się prezentuje. Idźmy dalej. W temacie stylistki Clint nie stawiał na eksperymenty i bardzo dobrze. Charakterystyczny zbiornik paliwa wrócił na swoje miejsce. Pomalowano go jednak na kolor morski, przynajmniej tak twierdzi moja dziewczyna, bo dla mnie to po prostu niebieski, i dodano grafikę z czasów, gdy właścicielem HD była firma AMF. Przedni błotnik stracił robotę. Tylny również, w zamian pojawił się element nazwany Lowbrow Customs Tsunami i siedzenie firmy Bitwell Inc. Widziałem wiele tego typu przeróbek i bardzo często karano je ogromnymi dwuosobowymi siodłami, które całkowicie psuły niezłe sylwetki. Tutaj nie popełniono tego błędu.

Sam silnik pozostał w zasadzie seryjny. Najpoważniejszą zmianą jest konwersja na łańcuchowy napęd. Minimalistyczny filtr powietrza ma swój niezaprzeczalny urok. Wysoki układ wydechowy wygląda fajnie, choć ja poszedłbym w układ 2w1. Wisienką na torcie jest kierownica enduro z porzeczką. Czy trzeba czegoś więcej? W moim odczuciu nie.

Sportster nigdy nie był motocyklem wybitnie szybkim czy dobrze się prowadzącym. Nawet sam producent przez wiele lat jakoś zbyt intensywnie go nie promował, skupiając się na big twinach. Pomimo tego to właśnie „mały” Harley-Davidson przez wiele lat przetrwał w bardzo niezmienionej formie. Urok tej maszyny tkwi w czymś, czego nie da się zmierzyć czy jednoznacznie opisać, bo w gruncie rzeczy to przestarzała i wolna konstrukcja. Czy jest to górnolotne? No jest ale właśnie tak jest z maszynami charakterystycznymi, albo je zaakceptujecie i zostaniecie zauroczeni, albo nie. Żadna postawa nie jest zła w tym przypadku. Tutaj działa zasada: „każda potwora znajdzie swego amatora”. 

 

BTW. Nie ma ktoś do sprzedania jeżdżącego Sportstera za 15 tys.? 😉

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *