Indian Scout 2025
4 min readJakiś tydzień temu w papierach w robocie przestałem się mylić i pisać 2023 zamiast 2024, a Polaris pokazał nowe Scouty na 2025 rok. WTF??? W USA od wielu lat nowy rok modelowy zaczyna się w okolicach września. Tym razem jednak ekipa ze Springfield chyba trochę przesadziła. Mniejsza o większość. Mamy nowe Scouty w ofercie i choć moje serduszko bije dla maszyn z Milwaukee, to nie mogę nie przyznać, że jest to bardzo ciekawa oferta i… mocno bym się zastanowił czy nie kupić „małego” Indiana, zamiast nowego Sporciaka. Na szczęście mnie nie stać i nie mam takiego dylematu. Cóż nam pokazano?
Współczesna linia Scout zadebiutowała w 2015 roku. Pamiętam, że po zapowiedziach wielu dziennikarzy zastanawiało się jak będą wyglądać nowe maszyny. Czy będą to retro bike’i, czy może mniejsza wersja Chiefa? Moim zdaniem marketingowcy Indiana podjęli odważną, ale bardzo trafną decyzję. Zaprojektowano nowoczesny motocykl, który sprzedano, jako przedłużenie dawnej historii małego Indiana. Dzięki temu udało się uniknąć marce zamknięcia w pudełku „kiedyś to było” i odtwarzaniu zdartej płyty po raz enty. Właśnie dlatego wszystkie poprzednie próby wskrzeszenia Indiana paliły na panewce. Polaris ma kasę, ale przede wszystkim pomysł na ten kultowy i mityczny brand. Ja kibicuję z całego serducha, a nowe Scouty zdecydowanie pokazują, że obrana droga była słuszna.
Po dziesięciu latach od premiery przyszedł czas na nowy model. Nie jest to przypudrowanie dawnej konstrukcji, a naprawdę głęboka mechaniczna modernizacja. Zmienił się silnik. Chłodzony cieczą V2 ma teraz 1250 ccm, czyli ok. 80 ccm więcej niż poprzednik. Dzięki temu moc (w najmocniejszej wersji) wzrosła do 111 KM, a moment obrotowy z 82 Nm do 101 Nm. Jak na amerykański sprzęt tej klasy, parametry wręcz fenomenalne, a ogólnie to całkiem przyjemne. Inna jest również stylistyka jednostki. Muszę przyznać, że poprzednia bardziej mi odpowiada. Nie jest też tak, że ten silnik jest jakiś brzydki. Wręcz przeciwnie. Forma jest czysta, a niepotrzebnych kabli, przewodów jest bardzo mało.
Ciekawa sprawa wydarzyła się z ramą. Nowoczesny w koncepcji kręgosłup z aluminium zamieniono na stalową kołyskę. Czyżby regres? W pewnym stopniu tak ale w przypadku motocykla tego rodzaju, myślę że możemy wybaczyć. Ciekawe jest tłumaczenie Indiana dlaczego zastosowano takie rozwiązanie. Otóż, marketingowcy twierdzą, że krok ten uczyniono w celu ułatwienia indywidualizacji nowych Scoutów. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, trudno się nie zgodzić, a że pewnie wychodzi taniej w produkcji, no cóż – niech żyje optymalizacja i dobra strategia reklamowa.
Wielka modernizacja nie mogłaby się odbyć bez nowego opakowania. Tutaj dostaliśmy trzy linie modelowe i łącznie pięć nowych jej przedstawicieli. Na początek coś dla starych dziadów… wróć! Fanów prawdziwej klasyki. Scout Classic i Super Scout to typowe cruisery. Pierwszy (po lewej) jest tak archetypowy, że w zasadzie nie ma o czym pisać. Proste zawieszenie, chromowane szprychowe obręcze i głębokie błotniki, a na dokładkę balonowe ogumienie. Mało tu czerni, a sporo błyskotek. Super Scout to techniczny bliźniak z wyposażeniem turystycznym, czyli szybą i twardymi sakwami. Mniej tutaj chromu… co nadaje prawdziwie oldskulowy look, gdyby to jeszcze pożenić z czerwienią, to byłoby idealnie. Z tej dwójki brałbym Super Scouta.
Druga linia to Bobber. Ja bym jednak powiedział, że bardziej neo bobber. Jest to wariacja na temat tej klasycznej koncepcji. Te dwa sprzęty przemawiają do mnie o wiele bardziej. Scout Bobber (po lewej) stawia na matową czerń. Nie jestem fanem takich kompozycji. Zupełnie inaczej jest z sylwetką. Tutaj wszystko gra. Przycięty błotnik ujawnia mięsistą oponę. Nie jest ona na szczęście za szeroka, ta okropna moda zdaje się przemijać i bardzo dobrze. Felgi przypominają mi trochę Victory Judge i to jest ogromna zaleta, ponieważ były one bardzo ładne. Po prawej mamy sporta. Ten ma owiewkę w stylu customowym, który narodził się na Zachodnim Wybrzeżu USA. Kierownica na wysokich wspornikach również wpisuje się w te klimaty. Z przodu mamy 19 calowe koło. Linia jest spójna i tylko gigantyczna rura układu wydechowego psuję efekt. Dotyczy to jednak wszystkich nowych Scoutów.
Na koniec prawdziwa perełka i najfajniejsze co nam pokazano – 101 Scout. Hołd dla oryginalnego Scouta. Zanim o nim, to chciałbym zwrócić waszą uwagę na aspekt, o którym już wspominałem. Model będący jednoznacznym hołdem nie jest jakimś sentymentalnym żerowaniem na dawnej wielkości, a przede wszystkim – wydaje się być – świetnym jednośladem, a dopiero potem buduje swoją pozycję na historii. Tak się to powinno właśnie robić. 101 ma 111 KM (w stosunku do 105 innych modeli). Myślę, że bazą był tu model Sport, choć producent o tym nie wspomina. Z przednim kołem współpracuje w pełni regulowany (!) widelec USD. Tylne amory typu Piggyback. Z przodu dwie potężne tarcze Brembo i promieniowe zaciski. Do tego krwista czerwień połączona z czernią.
Z przykrością to stwierdzam, ale moim zdaniem Scout zdetronizował Sportstera. W Milwaukee mają wielki problem. Czy będzie adekwatna odpowiedź? Oby!