youngtimerbike

Historia pisana jednym śladem. Od japońskiej rewolucji końca lat 60., aż po spektakularny wyścig zbrojeń w latach 90..

Mój top 5 – Harley-Davidson

6 min read

Dotarłem do USA z moim cyklem „Top 5”, wcześniej byłem już we Włoszech i oczywiście Japonii. Jeśli chcecie zobaczyć inne moje „topy” to zapraszam tutaj. Harley-Davidson to marka, której w tym cyklu się obawiałem. Nie wiedziałem jak podejść do tematu. Gdybym miał poszukać obiektywnie najlepszych sprzętów z wibrującym twinem, to musiałbym skorzystać tylko ze współczesnej oferty. Marka w ostatnich latach zrobiła ogromny progres w dziedzinie układów jezdnych, hamulców i parametrów silników. Jednocześnie wciąż nie straciła klasycznego vibe’u. Z drugiej strony, gdybym miał wybrać pięć ikonicznych maszyn z Milwaukee, to nie zmieściłbym żadnej, która przez lata mnie jarała. Cóż więc zrobiłem? Olałem konwenanse i skupiłem się na Harleyach, które gdzieś tam w mojej pasji się przewinęły. Nie w garażu, ponieważ żadnego się jeszcze nie dorobiłem, ale w umyślę i marzeniach.

Zaczynamy!

Harley-Davidson Dyna Low Rider/Low Rider S

Seria Dyna to moja ulubiona linia maszyn z Milwaukee. Jej początków należy szukać… we wczesnych latach 70.. Jak dobrze pamiętacie z historii, wtedy na rynku amerykańskim zaczęły się rozpychać japońskie firmy. Takie modele jak Honda CB750 czy nieco później Kawasaki Z1, zaczęły wyznaczać standardy tego co szybkie i seksowne. Oczywiście młodym gniewnym brakowało prestiżu, ale ktoś kto chciał osiągów, czuł się usatysfakcjonowany. Willie G. Davidson (nie mający wtedy kontroli nad marką) widział co się dzieje i postanowił przekonać szefostwo do zupełnie nowego modelu. Tak powstał model FX Super Glide, który stał pomiędzy małym Sportsterem, a zwalistymi  krążownikami serii zwanej dziś Touring. Przez lata rama „średnich” Harleyów ewoluowała w kultową FXR, aż po zaprezentowaną w 1991 roku FXD. Wtedy narodziła się Dyna w skład, której wchodziło wiele modeli. Low Rider po raz pierwszy zwrócił moją uwagę prawie ćwierć wieku temu, gdy zobaczyłem go w katalogu. Wtedy ujął mnie surową linią, która stała w poprzek ówczesnych trendów, gdzie rządziły szerokie laczki, chrom i idiotycznie szerokie kierownice. Jeśli dobrze pamiętam, w 2016 roku Milwaukee pokazało czarnego Low Ridera S, takiego jak ten ze zdjęcia. Jestem zakochany w tym motocyklu. Ma wszystko czego wymagam od amerykańskiego jednośladu. Grubociosany styl, ogromny silnik, złote felgi i dość solidne parametry. Ja czuję również w nim ducha modelu XR1000, który prezentował równie zdecydowany charakter. Niestety rama na dwóch amortyzatorach odeszła w 2018 roku.

 

Harley-Davidson Electra Glide Standard 

Ogólnie mam daleko w poważaniu cały nurt Live to Ride ale to nie znaczy, że nie lubię krążowników. Wręcz przeciwnie! Stylówa Tournigów zawsze mi się podobała. Ta linia bardzo często jest kaleczona tuningiem o wątpliwej estetyce. Nie będę tutaj przywoływał historii Electr i jej poprzedników. To nie miejsce i czas, a skąd wzięła się nazwa to chyba wszyscy wiedzą. Jeśli nie, to może jednak wam wytłumaczę. Otóż Electra oznaczała elektryczny rozrusznik i instalację 12V, nie chce mi się sprawdzać, ale jestem na 76,35% przekonany, że był to pierwszy seryjny motocykl z takimi atrybutami. Wróćmy jednak do czasów bardziej współczesnych. Gdybym miał wskazać najlepszych przedstawicieli tego typoszeregu, to żeby być uczciwym, musiałbym was odesłać do modeli aktualnie dostępnych w salonach. Na fali popularności serii King of the Baggers, gdzie ścigają się takie mastodonty, Touringi, choć wciąż tłuściutkie, to nabrały mięśni i dziś prezentują całkiem przyzwoite właściwości trakcyjne. Ja jednak pojadę sentymentem. Chciałbym Electrę Standard z czasów przedtabletowych. Uwielbiam ten kokpit z zegarami rodem z Kenwortha czy innego Peterbilta. Dlaczego Standard, a nie bardziej wypasione wersje? Dla mnie najtańsza, obok Street Glide’a, ma najfajniejszą linią i potencjał na delikatne doprawienie. Dokładnie jak sprzęt ze zdjęcia. Pełne koła, przycięta szyba i antena. Nie wiem po co ona jest, ale musi być.

 

Przerwa na reklamę.

Jeśli chcesz mnie wesprzeć, możesz to zrobić tutaj.

Mój profil na instagramie tutaj.

Po reklamie.

 

Harley-Davidson 883R Sportster 

Tuż przed swoim stuleciem Harley-Davidson wprowadził do sprzedaży specjalną wersję Sportstera. Już fabryczny Sporciak jest kozacki. Przez lata zmieniał się niewiele, wiem że można to napisać o każdym Harleyu, ale ten naprawdę dostawał nowinki tylko te, które były niezbędne, żeby wciąż uzyskać homologację. Wielu „prawdziwych” motocyklistów, takich najprawdziwszych z prawdziwych prawilniaków, nie uznaje tego modelu za pełnokrwistego przedstawiciela swojej rodziny. No cóż, ich strata. Są pewne minusy. 883 jest mikrych rozmiarów, a przy tym waży tyle co mały głaz narzutowy. To tylko cechy charakteru. 883R dostał pomarańczowy kolor wywodzący się z wyczynowych barw firmy. Tak, Harley-Davidson od zawsze bierze udział w sportowej rywalizacji. Oprócz tego na pokładzie były poprawione hamulce, aluminiowe felgi i podniesione, a także utwardzone, zawieszenie. No i charakterystyczny układ wydechowy 2w1. Cudowny jest, jak mały pocieszny szczeniaczek. Do tego, ależ tu jest potencjał na bezsensowne wydawanie pieniędzy. Można na przykład tuningować silnik i po „zainwestowaniu” dwóch średnich krajowych uzyskać 62 KM zamiast 54. Czyż nie jest to cudowna perspektywa?

 

Harley-Davidson V-Rod VRSCA 

Harley VRSCA 100th 03

W zasadzie to nie jestem jakimś wielkim fanem power cruiserów. To jest jednak wyjątek. V-Rod wjechał na rynek z wielką pompą ponad dwadzieścia lat temu. Dokładnie dwadzieścia dwa. Jedni go pokochali, „prawilniacy” znowu mieli jakieś ale. Oni jednak najchętniej pozostaliby w 1962 roku i wszystko co jest nowocześniejsze niż zarośnięte pachy hipiski, wprawia ich w torsje. Ostatecznie nie ma się więc czym przejmować. V-Rod naprawdę jednak wydawał się wtedy zarzewiem rewolucji. Nawet silnik dostał taką nazwę, czyli Revolution. Na tle chłodzonego wiatrem telepiącego się Twin Cama 88, wyglądał jak atrakcyjny syn sąsiadki. Miał rozrząd DOHC, chłodzenie cieczą i cylindry rozchylone o 60 stopni. Palce w tym silniku maczało Porsche, a miał on wyczynowy rodowód. 120 KM z pojemności 1131 ccm robiło robotę. Tutaj warto przypomnieć, że Ducati 998 w wersji Strada miało 123 KM. Oczywiście Amerykanin ważył o prawie 100 kg więcej. Najwcześniejsza wersja dla mnie jest najbardziej atrakcyjna. Tutaj styliści naprawdę się popisali. Długa i niska sylwetka. Panele w kolorze surowego aluminium, pełne felgi, a na deser, genialnie wyeksponowany silnik. Jedynie układ wydechowy był lekko przyciężkawy. No ale to można było zmienić stosunkowo szybko. Wczesny V-Rod to łakomy kąsek. Późniejsze modele również mogą być ciekawe. Jednak to VRSCA do 2003 roku miał vibe prototypu wykonanego przez niczym nieskrępowanego artystę.

 

Harley-Davidson Low Rider ST El Diablo 

Gdybym tak miał 31670 zielonych zamorskich banknotów i chęć zakupienia jakiegoś nowego Harleya, to – chyba bez zaskoczenia – byłby to Low Rider. Jednak nie w wersji S, a ST. Najpierw jednak smutna wiadomość. Oparto go na ramie Softail. Ja tęsknie za sprężynami i klasycznym wahaczem. Żeby jednak nie być jak „prawilniacy” wspomniani wcześniej, to nie mam zamiaru zamykać się na nowości. Tutaj ekipa z Milwaukee odrobiła robotę śpiewająco. Po pierwsze, silnik Milwaukee Eight o pojemności 117 cali, czyli po ludzku, nieco ponad 1900 ccm. Srogo. Mocy mamy tutaj 105 KM ale potencjał na więcej jest na pewno. W końcu to Harley. 😉 Momentu jest dość sporo, bo 168 Nm. Zawieszenie to widelec USD z przodu, z tyłu nie wiem, bo producent się nie chwali. Hamulce prezentują się solidnie. Patrząc na prześwit można zaryzykować tezę, że na zakrętach Low Rider będzie śmigał aż miło. Na koniec wisienka na torcie – stylistyka. Zaczynamy od felg. Aluminiowe obręcze mają coś z lat 70. – cudownie. Charakterystyczna owiewka według materiałów prasowych to: „nowoczesna wersja klasycznej owiewki modelu FXRT Sport Glide, najczęściej używanej w kreacjach custom w stylu West Coast.”. Ja to kupuję. Jeśli dodamy do tego malowanie, to nie mogę się nie uśmiechnąć na widok tej maszyny.

 

W zdjęciu tytułowym umieściłem napędzanego silnikiem elektrycznym Harleya-Davidsona LiveWire. Czy łapie się on do rankingu? Nie! Nie zmienia to jednak faktu, że to bardzo interesujący sprzęt i chciałbym nim pojeździć. Chociaż po kilku latach w produkcji widać, że sukcesu wielkiego nie odniesie. Gdybym miał dodać jakiś bonusowy motocykl do tego rankingu, byłby nim XR1000. Jego historię poznacie tutaj. Zasady cyklu top 5 są nieubłagane.

 

A jakie są wasze ulubione Harleye?

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *