youngtimerbike

Historia pisana jednym śladem. Od japońskiej rewolucji końca lat 60., aż po spektakularny wyścig zbrojeń w latach 90..

Suzuki GSX-S 1000GX 2024

3 min read
Suzuki GSX-S 1000 GX

To, że Suzuki w ostatnich latach mocno obniżyło loty nie jest żadną tajemnicą. Wycofali się z Moto GP. Rozwój serii GSX-R przystopował. W WSBK ich nie widać. Jeszcze tylko zespół SERT Yoshimura w endurance odnosi sukcesy ale bez opracowania nowego GSX-R1000, stan ten nie potrwa długo. W ofercie maszyn seryjnych też nie jest dobrze. Konkurencja zdała się mocno odskoczyć. Suzuki coraz bardziej oddala się od czuba światowego pociągu z napisem „motocykle”. Chociaż ten producent zawsze miał opinię tego najtańszego z Wielkiej Czwórki, to w jego ofercie było kilka pierwszoligowych pewniaków.

Suzuki GSX-S 1000 GX

Dziś ich nie ma. Wiem, że fani Hayabusy mnie znienawidzą ale obecnie ten model, choć wciąż imponujący i napakowany ostatnio elektroniką, trąci myszką. Jest to moim zdaniem już nierozwojowa koncepcja. Konieczny jest zupełnie nowy flagowiec. W całym tym marazmie, pokazano nam GSX-S 1000 GX. Wreszcie ciekawe Suzuki, które naprawdę może być prawdziwą alternatywą dla konkurentów. Może jeszcze nie wszystko stracone? Mam taką nadzieję. Dobrze, więc cóż nam zaserwowano?

Suzuki GSX-S 1000 GX

Oczywiście crossovera, czy rok 2024 nie będzie stał pod znakiem skokowego rozwoju tego segmentu? Ja bym się nie obraził. Wiem, że nie każdy lubi te dwukołowe SUV-y, ale dla mnie koncepcja drogowej maszyny ze zwiększonym skokiem zawieszenia i mocnym silnikiem, jest bardzo dobra. Nawet jeśli uniwersalizm tych maszyn często sprawia, że nie mają one zdecydowanego charakteru, to ostatecznie z wielu powierzonych im zadań wywiązują się dobre, jeśli nie bardzo dobre. Jeżeli chcecie torowego wyjadacza, to lepiej kupić superbike’a, ale w każdym innym przypadku do drogowych zastosowań, crossover się sprawdzi.

Suzuki GSX-S 1000 GX

Jak sama nazwa wskazuje, sprzęt należy do typoszeregu GSX-S, czyli turystyków i power nakedów opierających się na rozwiązaniach mających swój rodowód w GSX-R 1000. W ramie mamy rzędową czwórkę o pojemności 999 ccm, czyli swego rodzaju standard w tej klasie. Generuje on 152 KM i 106 Nm momentu obrotowego. Przyznaję, nie są to topowe parametry. Raczej mocna klasa średnia. Jeśli cyferki są priorytetem, to nie macie po co wchodzić do salonu Suzuki. Tylko, że czasem nie warto się skupiać na tabelkach. GSX-S 1000 GX zdaje się mieć kilka atutów.

SUzuki GSX-S 1000 GX

Sam nie wierzę, że to piszę – to jest nawet ładny motocykl. Nie jakiś porywający, ale jego stylistyka nie odrzuca, co w przypadku współczesnych maszyn z Hamamatsu jest już pewnym sukcesem. Niektórzy zarzucają, że Japończyk jest zbyt podobny do BMW S1000 XR. No cóż, trochę racji w tym jest ale nie jest to na pewno plagiat. Aluminiowa rama grzbietowa wywodzi się z GSX-S 1000, a jakby tak głębiej sięgnąć, to moim zdaniem nawet z ostatniego GSX-R 1000. Ogon jest chyba postawiony na stalowej subramie. Warto pamiętać, że to turystyk, więc musi on trzymać na swym grzbiecie dwie osoby i ich bagaże. To wymaga mocnej konstrukcji.

Przy okazji premiery, Suzuki chwali się nowym elektronicznie sterowanym zawieszeniem nazwanym SAES. Stworzono je we współpracy z firmą Showa. Składa się na nie elektroniczna wersja widelca SFF-CA. Z tyłu mamy amortyzator BFRClite. GX jest też pierwszym Suzuki wykorzystującym moduł IMU firmy Bosch. Ten element pozwala na zastosowanie bardzo rozbudowanych elektronicznych wspomagaczy, jeśli chcecie je wszystkie poznać, to kliknijcie na stronę producenta (tutaj). Chyba braków w stosunku do konkurencji nie ma. Za hamulce odpowiada Brembo, więc i w tym aspekcie wstydu nie będzie. Zastanawia mnie jednak dlaczego niektóre maszyny na zdjęciach promocyjnych mają czerwone zaciski, a inne czarne. Nie znalazłem nigdzie informacji, żeby dostępne były dwa układy hamulcowe.

Czy to Suzuki będzie światełkiem w tunelu? Nie wiem. Firma oczywiście modernizuje się. W zeszłym roku wprowadzono nowego rzędowego twina, który napędza średniej klasy nakeda, „sporta” i ADV. Ostatnio pokazano V-Stroma w wersji drogowej, który prezentował się bardzo biednie. Wyglądał jakby zrobiono go po łebkach i od niechcenia. Tutaj widzę, że inżynierowie i styliści się napracowali. Myślę, że nie będzie to jednoślad burzący krew w żyłach, ale bardzo solidny i mocny towarzysz w coraz mocniej obsadzonym segmencie. Chciałbym zobaczyć więcej takich Suzuki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *