Mój upośledzony poradnik zakupowy – „sportowe litry”
7 min readSportowe motocykle bywają paradoksalne. Z jednej strony jaramy się cyferkami i gdy tylko pojawi się sprzęt, który ma je lepsze, to zaraz na niego zwracamy uwagę. Z drugiej jednak, prawie zawsze dzieję się tak, że do starszych sportowych sprzętów wracamy z sentymentem. Jedni z nas na nich jeździli, drudzy wieszali sobie plakaty nad łóżkiem z takimi jednośladami, a jeszcze inni, chcą poczuć wrażenia, jakie zapewniały flagowe w swojej epoce „ścigacze”. Jeśli tu jesteście, to pewnie też lubicie takie maszyny. Jakiekolwiek nie kierują Wami pobudki, to dziś przeczytacie co ciekawego znalazłem w ogłoszeniach. Nie będą to jednak sprzęty semiwyczynowe czy takie, które były podstawą dla superbike’ów, te opisałem tutaj. W tym tekście pojawią się tylko flagowe drogowe motocykle sportowe. Litrowe maszyny o większej liczbie cylindrów niż dwa, aż do 2003 roku nie były superbike’ami, ponieważ nie mieściły się w regulaminie World Sbk.
Zaczynamy!
Suzuki GSX-R 1000 rok: 2001, 59000 km, 14900 zł
Mam ogromny sentyment do tej generacji GSX-R 1000. Najbardziej podoba mi się jego stylistyka, która może nie była tak ostra jak konkurencyjnej Yamahy YZF-R1, ale ma w sobie wyścigowy sznyt. Na pewno robotę robią tutaj sześciotłoczkowe zaciski i widelec ze złotą powłoką na lagach. Nie wiem jak zawiecha ale te zaciski to głównie wyglądają, bo hamowanie to takie mocne 6/10, nic więcej. Bez wątpienia swoje dodaje tutaj charakter brutala, ciągnący się za tą generacją. 160 KM i kompletny brak elektroniki nawet dziś może napędzić stracha. Jest tu potencjał na 300 km/h, chociaż nie w wersji seryjnej. 😉 Myślałem, że wyszukanie fajnego egzemplarza, tego bądź co bądź popularnego modelu, będzie proste. Nawet nie macie pojęcia jak się myliłem! Szukałem u Niemców, szukałem u nas i ten egzemplarz z kilku, które rzuciły mi się w oczy, wydaje się najuczciwszy. Puryści mogą narzekać na nieprawidłową kompozycję kolorystyczną. Wiadomo, że biało-niebieska byłaby najlepsza, ale moi drodzy – NIE MA. Wiecie o czym to świadczy? Szukać, kupować i dbać, bo taniej już było! Jeśli ten sprzęt Was interesuję, to ja bym kliknął tutaj.
Kawasaki ZX-10R rok: 2005, 26000 zł
Kawasaki tak naprawdę do 2004 roku nie miało przedstawiciela w klasie litrowych sportowych maszyn. Pokazany w 1994 roku, i mocno zmodernizowany w 2001 roku, ZX-9R tak naprawdę nigdy nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Dziewiątka była zdecydowanie za ciężka i nigdy tej nadwagi się nie pozbyła. Pod koniec kariery była dodatkowo zdecydowanie zbyt słaba. Myślę, że ZX-9R nie zostanie cenionym klasykiem. To wieszcze jej następcy. ZX-10R w 2004 roku pozamiatał. Zerwał on totalnie z poprzednikiem. Pierwsza generacja dziesiątki miała 174 KM i deklarowaną suchą masę 170 kg. W chwili debiutu nie było na nią zawodnika. ZX-10R wygrywała seryjnie testy porównawcze, a dziś może być przepustką do szalonych lat, gdzie 300 km/h nie było tematem tabu, a jedyna kontrola trakcji to nasza prawa dłoń. Jeśli macie na tyle odwagi, żeby spróbować, to możecie się zainteresować tym egzemplarzem. Link do ogłoszenia.
Yamaha YZF-R1 rok 1998, 7701 km, 8700 Euro
Cofnijmy się do roku 1998. Wtedy światu ukazała się Yamaha YZF-R1, najważniejszy motocykl sportowy końca wieku. Mam nadzieję, że teraz zapytacie dlaczego? Już tłumaczę moją teorię. Z uwagi na to, że czterocylindrowe litry nie musiały być maszynami homologacyjnymi dla popularnych pucharów, stały one przez całe lata 90. w rozkroku pomiędzy cechami użytkowymi, a sportowymi. Skoro projektanci nie musieli urywać każdego grama (to trzeba było robić w 750. i 1000. V2) to się nie przemęczali. Wszelkie braki kompensowano mocą. W latach 90. sportowe motocykle zaczęły tyć. Dopiero Khunihiko Miwa otrzeźwił rynek. YZF-R1 była lekka, jędrna, szybka i seksowna. W dużym skrócie, R1 zrobiła to, co Suzuki GSX-R 750 w 1985 roku. Po jej debiucie ruszyła kolejna odsłona wyścigu zbrojeń. Egzemplarz ze zdjęcia to oczywiście RN01, czyli pierwszy rocznik. Nie jest ona co prawda w najbardziej kultowej kompozycji kolorystycznej ale wydaję się być w naprawdę dobrym stanie. Link do ogłoszenia tutaj.
Honda CBR900 Fireblade SC28 rok: 1992, 73965 km, 5300 Euro
Honda CBR 900 Fireblade to motocykl w wielu kręgach kultowy. Pierwsza jej odsłona, czyli SC28, jest dziś już ceniona. Długo projektowane dziecko Tadao Baby było dla Hondy przełomem. Całą historię powstania tego modelu poznacie tutaj. Zajmijmy się dzisiejszą sytuacją tych maszyn. Przez lata stały się one ofiarami swojej solidności i rodzącej się kultowości. Najmniej „pokarane” egzemplarze to te, które przybrały nowe owiewki z tzw. kocimi oczami. To stosunkowo łatwo odwrócić. Dużo gorsze jest to, że na bazie SC28 powstała niezliczona ilość streetfighterów i sprzętów do stuntu. Czym to skutkuje? Naprawdę ciężko znaleźć ładny oryginał i choć ja nie jestem purystą krzyczącym, że tylko fabryka i nic po za tym, to jeśli miałbym SC28, to jednak starałbym się utrzymać ją w możliwie fabrycznej konfiguracji. Na niemieckim portalu ogłoszeniowym i naszym polskim, znalazłem tylko jeden egzemplarz, który naprawdę rokuje. Oto on, link do ogłoszenia macie tutaj.
Triumph 955i Daytona 100th Aniversario rok: 2003, 48000 km, 3580 Euro
Nie mam pojęcia dlaczego właściciel umieścił tego Triumpha obok śmietnika. Czyżby nam coś sugerował? Nie sądzę. Chociaż, kto go tam wie. Zajmijmy się motocyklem. Daytona 955i była pierwszym atakiem Brytyjczyków na segment okołolitrowych motocykli sportowych. Niestety nie do końca udany. Brakowało tu mocy i prowadzenia, a stylistyka była z tych specyficznych. Po latach nie ma to jednak większego znaczenia. Daytona zaczyna robić robotę stylem. Ten konkretny egzemplarz to swego rodzaju rodzynek. Jest to jeden z dwustu wyprodukowanych egzemplarzy rocznicowych. Swoją drogą, wiecie, że Triumph jest najstarszą firmą motocyklową, która istnieje do dziś? Jej początki to 1889 rok! Pierwszy motocykl powstał w 1902 roku i to właśnie stulecie tamtego wydarzenia uświetnia sprzęt ze zdjęcia. Chociaż ten konkretny opuścił bramy fabryki w 2003 roku. Mnie ujął British Racing Green, uwielbiam ten kolor, choć pasuje on tylko do brytyjskich pojazdów. Nawet polerowane felgi, których z reguły nie lubię, wyglądają tu świetnie. Wielkie logo Triumph na bocznej owiewce też ma świetny klimat. Kurczę, no jara niesamowicie. Jeśli Was też, to ja bym kliknął tutaj.
MV Agusta F4 1000 Senna rok: 2008, 4943 km, 29950 Euro
Już myśleliście, że nie będzie dziś włoszczyzny. Otóż nie! Będzie i to jaka! MV Agusta F4 to najpiękniejszy włoski motocykl w historii. Piszę te słowa znając ich wagę ale tak po prostu uważam. Massimo Tamburini tworząc tę maszynę zbudował stylistyczne Opus Magnum. Wielu uważa, że jego flagowym projektem jest Ducati 916. Pod względem całości projektu owszem, ale jeśli weźmiemy pod uwagę tylko wygląd, to MV Agusta F4 jest bezkonkurencyjna. Oczywiście widać, że to szkoła rozpoczęta przy Ducati, ale F4 jest o oczko wyżej. Dodatkowym plusem jest tutaj wykończenie detali, niedościgłe dla Ducati. Już sam wydech wyglądający jak piszczałki w organach. Czy wygląd felg. Pomimo tego, że ta stylistyka powstała pod koniec lat 90., to wciąż jest świeża. Przecież współczesne F3 są uwspółcześnioną wersją projektu F4. Czy jest ona przestarzała na tle konkurencji? No nie sądzę. Osobiście wybrałbym Ducati. Głównie dlatego, że ciągnie się za nim legenda wyczynowego wojownika. MV Agusta to klejnot, który nie ma konotacji wyścigowych i w mojej hipotetycznej kolekcji tak byłaby traktowana, jako najwyższej klasy dzieło sztuki. Wersja Senna kontynuuje linie takich maszyn, którą Tamburini wprowadził dla uczczenia Aytrona Senny, który był wielkich fanem maszyn Ducati. Powstało trzysta tych piękności. Jeśli chcecie mieć jedną, to klikajcie tutaj.
No i na tym kończymy ten upośledzony poradnik zakupowy. Pisząc go starałem wyszukać się motocykle rokujące i takie, które są bądź będą klasykami. Po raz pierwszy coś mnie jednak zaskoczyło. Jeśli szukacie sportowego litra, który jest już pełnoletni i należy do jakiejś kultowej generacji, to będzie naprawdę ciężko coś znaleźć. Nawet jak celujecie w motocykl, który był bardzo popularny w latach swojej świetności. Szczególnie brak ciekawych GSX-R 1000 K1-K2 mnie mocno zaskoczył. Nawet na niemieckim rynku, największym w Europie, nie było nic naprawdę interesującego dla kogoś traktującego ten model jak youngtimer. Moja rada, jak macie w garażu jakikolwiek model, który tu się pojawił, to dbajcie, bo za 5-10 lat będą to białe kruki.