Triumph Scrambler X/XE 1200 2024
3 min readTriumph potrafi w neoklasyki jak nikt inny na świecie. Podczas gdy konkurencja ubiera zupełnie współczesne motocykle w retro ciuszki i wciska wszystkim, że to neoklasyk, Brytyjczycy od lat konsekwentnie budują spójną linię, która przyciąga kształtami ale nie odżegnuje się od nowoczesności. Jest ona jednak mocno ukryta. Kupujący nie ma wrażenia, że kupuje erzac, a skoro dostaje „klasyki” kontynuujące legendę w stu procentach, to jest w stanie zapłacić więcej.
Początki bywały trudne. Pamiętam pierwszego Thruxtona, który okazał się moim największym zawodem motocyklowym. Co z tego, że wyglądał pięknie, jak jeździł na poziomie Suzuki GS500. Oczywiście nie spodziewałem się charakteru superbike’a po nim, ale chciałem, żeby miał jakikolwiek charakter. Tego było brak. Potem miałem okazję dosiąść na bardzo krótką przejażdżkę Thruxtona 1200R. To był prawdziwy cafe racer, który skręcał, przyspieszał i hamował. Może był delikatnie zbyt wygładzony. No ale ja nie jestem grupą docelową, więc nie było sensu narzekać. Pierwszy współczesny Scrambler był grzecznym utytym chłopcem z prostym zawieszeniem o mizernym skoku. Gdy do głosu doszła generacja chłodzona cieczą, to Scramblery 1200 stały się prawdziwymi wymiataczami. Dostały porządne zaiwiechy, hamulce i silniki. Na dokładkę legendę Steve Mc’Queena. Dziś Triumph pokazał odświeżone flagowe neoklasyki do taplania się w błocie. Jak jest? Sprawdźmy.
Na początek X czyli model podstawowy. Ma on zawieszenie Marzocchi, w którym można jedynie regulować napięcie wstępne sprężyny. W stosunku do XC zmniejszono skok zawieszenia o 3 cm. Z tego, co wyczytałem wtrysk paliwa ma tylko jedną przepustnicę. Również hamulce mocno uproszczono. X ma tradycyjne zaciski Nissin i tarcze o średnicy 310 mm. Wcześniej XC posiadał radialne Brembo. Chociaż felgi mają 21 cali i 17, to bezdętkowe opony zorientowane są bardziej na szosę.
Oczywiście Brytyjczycy zapewnili nawet w podstawowej wersji pakiet elektroniki. Mamy tutaj obowiązkowy ABS, kontrolę trakcji, a także cztery zdefiniowane tryby jazdy plus jeden, który można konfigurować samemu. Wizualnie bez niespodzianek ale w tym przypadku nie ma sensu wynajdywać koła na nowo. Scrambler to scrambler. Mnie razi wyświetlacz nad lampą zamiast klasycznego licznika (czy liczników) ale to już znak czasów. Oświetlenie ledowe nie gryzie, a na pewno ma niezłą wydajność.
Jeśli podstawowy model jest dla was zbyt prosty, to wciąż możecie kupić XE. On też się mocno zmienił, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać. Na początek chciałem napisać, że malowanie jakie nam pokazano prezentuje się genialnie. Pod względem wizualnym jest to totalny sztos. Nie ma dyskusji. Fani drogiego osprzętu chyba nie będą niestety zadowoleni. Elementy resorujące Ohlins zamieniono na Marzocchi. Wcale to nie skreśla tego motocykla ale pod knajpą szacun jakby mniejszy.
Skok z przodu i z tyłu wynosi 250 mm. Hamulce na szczęście są w stanie podbudować ego właściciela. Brembo Stylema to klasa sama w sobie. Tarcze, podobnie jak w X, mają 310 mm. Scrambler XE nie udaje motocykla terenowego, a stara się nim być, nie wychodząc przy tym z ciuchów neoklasyka. Dlatego zaaplikowano mu sześć trybów jazdy w tym dwa przeznaczone tylko do off roadu. Norma Euro 5 sprawia, że wszystkie misie polarne i brukselscy urzędnicy, będą zadowoleni.
Trochę nam downgrade zafundował Triumph ale może nie będzie różnicy między Ohlinsem a Marzocchi? Nie wiem, w każdym razie, wciąż wyglądają pięknie i oby tak samo jeździły. Raz już się sparzyłem.