Yamaha RD 350LC OMGWTF
4 min readPoczątek lat 80. to okres tuż przed przełomem w motocyklowym świecie. Wtedy kończył się czas starych idei, a do głosu zaczynały dochodzić nowe, które miały tylko jedno hasło przewodnie – RADYKALIZACJA! To wszystko dotyczyło jednak głównie motocykli czterosuwowych. Dwutakty żyły we własnej – wtedy dość sporej – niszy. Sportowy charakter i lekkość nie były im obce. W temacie jednośladów zostawiających za sobą niebieski dymek Yamaha zawsze miała wiele do powiedzenia. W tamtym czasie, gdy chcieliśmy kupić jakąś intrygującą maszynę tego producenta, no to nie mieliśmy innego wyboru, jak właśnie dwusuw.
RD 350 LC na pozór nie wydaje się motocyklem ciekawym. Tak mógłby pomyśleć jednak tylko laik. Zaprezentowana w 1979 roku na salonie w Paryżu 350. miała na pokładzie wiele technologii wprost z wyścigów, choć przedprodukcyjne egzemplarze posiadały tylko jedną tarczę hamulcową na przednim kole, klienci dostali jednak wersje z dwoma tarczami. Do klientów pierwsze egzemplarze trafiły dopiero w drugiej połowie roku 1980. Yamaha miała kłopoty ze spełnieniem norm hałasu i czystości spalin. Jak widać tego typu problemy to wcale nie jest współczesny wynalazek. Poślizg ten tylko podsycił apetyty zgłodniałych emocji fanów. Cóż takiego miała w sobie RD350, że wszyscy chcieli jej dosiąść? Przede wszystkim silnik.
Chłodzony cieczą rzędowy twin czerpał pełnymi garściami z wyczynowych modeli serii TZ. Nie był to oczywiście klon wyścigowej jednostki. Chociaż „dół” silnika ze skrzynią korbową i ukształtowaniem okien rozrządu jest praktycznie identyczny. Również chłodzenie cieczą w takiej krusznie było czymś dotąd niespotykanym. Dwusuw największe obciążenie termiczne ma w okolicach głowicy, to tam inżynierowie zamontowali najwięcej kanałów chłodzących. Chłodnica ma potężne rozmiary, jeśli porównamy ją do rozmiarów pieca, a właściwie piecyka. To pozwalało mieć nadzieję, że RD350 LC będzie miał satysfakcjonujące parametry. Mały ale wariat, to niezbyt wyrafinowane stwierdzenie idealnie pasuje do naszego bohatera. Z fabryki RD350 LC wyjeżdżała z mocą 47 KM, to daje wysilenie na poziomie 134 KM z litra pojemności. Ważyła przy tym 149 kg. Warto pamiętać, że to wszystko pod ekologicznymi i homologacyjnymi kagańcami. Potencjał dla fanów podnoszenia osiągów był więc spory.
Również podwozie fabrycznej RD w latach 80. stało na wysokim poziomie. Dziennikarze rozpływali się nad wahaczem resorowanym jednym amortyzatorem. Dział marketingu wpadł na pomysł, że należy podkreślić sportowy charakter nowego modelu. Powołano więc do życia puchar, który zrzeszał młodych rokujących zawodników. Dosiadali oni identycznych RD350 LC. Cyrk ten nazwano Pro Am. Przeszedł on do historii jako niezwykle efektowny. Do dziś wielu go wspomina. Projekt, który widzicie na zdjęciach, jest właśnie próbą oddania hołdu tamtym czasom.
Twórcą nowego wizerunku tej Yamahy jest Stu Lloyd. Nie był to jego pierwszy projekt. Ma on na koncie kilka przeróbek pełnoletnich japońskich sprzętów. Skupmy się jednak na tym konkretnym. W zasadzie mamy tutaj do czynienia z modelowym restomodem. Oryginalna sylwetka została doprawiona porządnym podwoziem. Wszystko rozpoczęło się od wahacza. Stu wyrzucił oryginalny. W zamian zlecił wykonanie zupełnie nowego. Połączył go z amortyzatorem YSS, który podniósł tył aż o 10 cm. Ten zabieg sprawił, że cały motocykl nabrał bojowego wyglądu. Spory skok nowego zawieszenia wpłynął bardzo pozytywnie na prowadzenie.
Oryginalny widelec dostał w wolne. W zamian Stu zastosował Ohlinsa dedykowanego do YZF-R1. Przyznał, że dla tego motocykla jest to pewna przesada, ale dzięki niemu maszyna wygląda niezwykle bojowo, co w przypadku customowych projektów też ma znaczenie. Hamulce ze złotymi kapslami, to evergreen w sportowych Yamahach. Dwusuwy mają spore możliwości podnoszenia mocy ale właściciel postanowił zastosować pakiet sprawdzony przez fanów. Składały się na niego: gaźniki Mikuni VM28, wysokoprzepływowe filtry powietrza i układ wydechowy z dyfuzorem zaprojektowany przez Jim Lomas Race Street. Ten setup wymagał długotrwałych regulacji. Sytuacji nie poprawiał fakt, że Stu mieszka w górach. Ustawiony na dużych wysokościach motocykl nie chciał pracować w terenach bliższych poziomowi morza. Ostatecznie udało się znaleźć kompromis, choć wymagało to sporo samozaparcia.
W przypadku montowania widelców USD do klasycznych motocykli często pojawia się problem natury wizualnej. Przedni błotnik nijak nie pasuje do reszty i psuje całą linię przerabianego sprzętu. Zawsze mnie to mierzi i sprawia, że tracę zainteresowanie. Tutaj na szczęście udało się uniknąć tego problemu. Białe malowanie z niebieskimi akcentami, to klasyka, która zawsze się broni. Numery startowe mają nawiązywać do wspomnianego pucharu Pro Am. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to byłby to napisy „Yamaha” na felgach. Kojarzy mi się to z lekką tandetą, a już w klasycznej maszynie zupełnie jest to niepotrzebne.
Zmiany w podwoziu sprawiły, że RD350 LC musi się prowadzić jak po szynach. Niska masa i mocny silnik z bardzo agresywną charakterystyką, a do tego sylwetka klasycznego roadstera, czyli powrót do wyścigowych klimatów rodem z lat 80., ze sporą nutką współczesności. Czyżby projekt idealny? Dla mnie ocierający się o to, ale myślę, że puryści mogą mieć inne zdanie. Na szczęście, oni mogą kupić i posiadać oryginalne RD 350 LC. Dla każdego coś miłego.