youngtimerbike

Historia pisana jednym śladem. Od japońskiej rewolucji końca lat 60., aż po spektakularny wyścig zbrojeń w latach 90..

Dzień z Yamahą FZ6.

4 min read

Nie samymi dziwnymi motocyklami człowiek żyje. Dziś było mega rozsądnie.

Miałem okazję przejechać tą Yamahą z Sosnowca do Kędzierzyna. Na Brynicy już nie ma kontroli paszportowej. Uwierzycie?

Jak było z FZ6? Kurde, całkiem fajnie. Przypomniałem sobie, że po mieście można przyjemnie jeździć motocyklem. Mój GSX 1400 to jednak kawał krowy, Ducati jest tak chimeryczne, że przy niskich prędkościach, trzeba naprawdę z nim walczyć. Yamaszka ciśnie jak hulajnoga. Normalnie dawno takiej „ghymkany” nie odstawiałem na drodze. 😛 Silnik od dołu idzie płynnie, co bez wątpienia pomaga w takiej jeździe, choć mocy to tam za wiele nie ma. Przy minimalnych prędkościach FZ6 jest stabilna, co dodatkowo ułatwia sprawę. Sprzęt jest dość wąski, a to nie jest standard w japońskich motocyklach. FZ8 jest dużo bardziej gabarytowa na przykład, że o GSR600 nie wspomnę. No i coś co uwielbiam – wąska kierownica. Ja wiem, że szersze dają lepsze „czucie” podczas jazdy, ale naprawdę wąskie kierownice to jest to. Za jazdę w mieście śmiało mogę dać 10/10.

Potem autostrada. Ruch na katowickim odcinku jest ogromny, więc prędkości rzędu 100-120 km/h musiały wystarczyć. Dopiero po wyjeździe z miasta, mogłem trochę bardziej się rozpędzić. Pierwsze co zauważyłem to: „gdzie tu jest to ponad 90 KM”? Na papierze motocykl jest mocniejszy od mojego Ducata, ja miałem wrażenie, że Superleggera wciągnęłaby tą Yamahę przez wlot do airboxa, przemieliła i wypluła. Popukałem się jednak w głowę i zrozumiałem, że ja po prostu źle FZ6 jeżdżę. Rozpieszczony dużymi silnikami, szukałem mocy w średnim zakresie obrotów. Tutaj trzeba było kręcić rzędową czwórkę! No i jak zawędrowałem w okolice 10000 obrotów, to znalazłem te uśpione kuce. Czuć, że ten silnik ma sportowe pochodzenie. Nie do końca moja bajka, ale dynamika jest spoko, chociaż autostrada to nie jest najlepsze miejsce dla tego modelu.

To, że wieje, to nic nadzwyczajnego. Nie ma tu żadnej owiewki, ale ja „golasami” jeżdżę od zawsze, więc byłem gotowy. Najbardziej dokuczały mi wibracje i to o takiej dość nieprzyjemnej częstotliwości. Nie sądzę by był jakiś problem z regulacją przepustnic, bo „czwórka” gładko wchodzi na obroty, nie ma przy tym żadnej czkawki. Myślę, że powodem są po prostu wysokie obroty jednostki napędowej. W lusterkach za wiele nie widziałem, ale to było pokłosie wibracji i owe lustra nie są fabryczne. Może trzeba by je zmienić na coś lepszej jakości? Seryjny wydech jest bardzo grzeczny, ale na wyższych obrotach brzmi całkiem przyjemnie, jeśli ktoś lubi takie dźwięki.

Drogi lokalne i miasto, to żywioł tej maszyny, a nie ekspresówki czy autostrady. Yamaha jest bardzo poręczna. W zakręty wchodzi sama. Są jednak wady. Największa to tępe hamulce. Oczywiście nie był to nigdy topowy model, zdaję sobie z tego sprawę. Jeśli mógłbym porównać to do czegoś, to uczucie po naciśnięciu klamki jest takie, jak w samochodzie nie wyposażonym w serwo. Dozowalność jest bardzo słaba, wręcz nie ma jej wcale. Skuteczność też taka sobie. Nie jest to w żadnym razie układ niebezpieczny, po prostu, moim zdaniem mocno przeciętny. Druga sprawa – zawieszenie. Tutaj mam wrażenie, że w widelcu przydałby się serwis, bo tłumienie jest na bardzo słabe. Pomimo tego, a może właśnie dlatego, i przód, i tył, jest bardzo miękki. Na drogach średniej jakości, to może być plus, ale w zakręcie nie czułem się zbyt pewnie. Myślę, że jakby tak trochę popracować nad hamulcami i zawieszeniem, to na krętych drogach, byłby to prawdziwy dawca endorfin. Rama daje radę. Egzemplarz, który prowadziłem miał opony Pirelli Angel ST, których nienawidzę i nie mam do nich za grosz zaufania, dlatego jechałem dość zachowawczo.

No i zrobiłem ponad 100 km. Jakoś tak było lekko i przyjemnie, nic nie stukało, nic nie pukało. Nie musiałem siłować się z klamką sprzęgła. Nikt mnie na postoju nie pytał czy aby coś mi się w silniku nie zepsuło. W mieście jechałem jak na rowerze z napędem. Nudy Panie, nudy. To nie jest motocykl dla mnie. Ja lubię czuć się lekko zmasakrowany i zmęczony po jeździe. Nie oszukujmy się, większość nie jest takimi masochistami jak ja. Jeśli ktoś zaczyna przygodę z jednośladami, to potrzebuje towarzysza, który wiele wybaczy, pozwoli na pewną dawkę szaleństwa i ostatecznie nie będzie chciał zrobić krzywdy na każdym kroku. FZ6 właśnie taka jest!

 

To bardzo dobry motocykl. Dlatego nigdy takiego nie kupię.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *