Team Classic Suzuki GSX-R1000 K1 Racer
3 min readJak rozpoznać czy Twoje Suzuki jest już klasykiem? Trzeba sprawdzić czy Team Classic Suzuki zbudowało wyścigówkę na bazie interesującego Cię modelu. No więc, z dumą ogłaszam, że do grona klasyków dołączyło Suzuki GSX-R 1000 K1/K2. Tak się złożyło, że całkiem niedawno napisałem tekst, traktujący o rozwoju dużych motocykli sportowych w latach 90.. Możecie się z nim zapoznać tutaj. GSX-R 1000 rzeczywiście był znaczącym graczem na początku XXI wieku, aż trudno uwierzyć, że K1 w tym roku kończy 22 lata!
160 japońskich koni mechanicznych i 110 Nm momentu w swoich czasach oddzielało mężczyzn od chłopców. Nie każdy był w stanie poskromić tę maszynę, a niewielu było w stanie w stu procentach wykorzystać jej potencjał. Dziś superbike’i przebiły granice 220 KM. Jednak w starym „gixie” nie było predefiniowanych trybów, które można zmieniać na bieżąco. ABS, TC, Wheelie Control. Nic z tego, jednie prawa dłoń i manetka połączona podwójną linką z czterema przepustnicami wtrysku SDTV. Owszem, jest trochę romantyzowania w tym co piszę. Wiadomo, że współczesne superbike’i gniotą te sprzed dwóch dekad, ale jednak pewna analogowa bezpośredniość starych maszyn ma swój urok.
Spece z Team Classic Suzuki wzięli na tapet model K1. Celem było zbudowanie wyścigówki, którą potem będą rywalizować w European Endurance Cup. Po raz pierwszy ekipa ta wystartowała w tej serii w 2017 roku. Zbudowano specjalnie do tego celu chłodzoną powietrzem Katanę z lat 80.. Jednak ostatnie zmiany przepisów, dopuściły dużo nowsze maszyny do rywalizacji. Postanowiono z tej możliwości skwapliwie skorzystać. Jest to o tyle ciekawe, że w latach swojej świetności K1/K2 nie mógł startować w międzynarodowych pucharach. Dopuszczony był za to w zapomnianej już Formuli X, w ramach której rywalizowano w Japonii. To jednak materiał na inną opowieść.
Żeby ów „ścigacz” (nienawidzę tego słowa) mógł znieść trudny rywalizacji, trzeba było go do niej specjalnie przygotować. Silnik więc rozebrano i zweryfikowano części. W ramach regulaminu, postanowiono poprawić jego parametry. Na pokład weszły więc wałki nierządu Yoshimury. Pojawił się również całkowicie tytanowy układ wydechowy Yoshimura RS3. Uwolniono airbox i dopracowano mapę zapisaną w ECU. To tyle, gdyż na nic więcej FIM nie pozwala. Parametrów nie ujawniono.
Ciekawym aspektem jest układ jezdny. Nic w zasadzie nie stoi na przeszkodzie, żeby zapakować tutaj najbardziej wypasione współczesne zawieszenie ale… Na to nie pozwala regulamin. No i bardzo dobrze! Nie obyło się jednak bez przeróbek. Warto pamiętać, że K1/K2 miały te badziewne sześciotłoczkowe zaciski Tokico, których jednym plusem jest ciekawy wygląd. Zamiast nich mamy tutaj czterotłoczkowe Brembo z epoki. Połączono je z radialnymi pompami, które również pochodzą wyprodukowało Brembo. Za zawieszenie odpowiedzialna była firma K-Tech. Widelec to oczywiście USD w specyfikacji wyścigowej. Nowy wahacz pochodzi z wyczynowego GSX-750 w specyfikacji WSBK. Amortyzator to oczywiście K-Tech. Co ciekawe, rama pozostała w zasadzie seryjna. Białe pięcioramienne felgi, to OZ-Racing.
Malowanie jest typowe dla Team Classic Suzuki i moim zdaniem, świetnie łączy klimat z początku wieku, z własnym brandem, jakim bez wątpienia jest już Team Classic. Mam wrażenie, że owa brytyjska filia, jest o dużo ciekawsza w swej działalności, niż to, co prezentuje Suzuki obecnie. Nie wiadomo jeszcze, kiedy ten „gixer” wyjedzie na tor, ale ekipa ma zdradzić swoje plany niebawem.
Na koniec pewna ciekawostka. W 2018 roku, czyli niespełna pięć lat temu, napisałem pierwszą część cyklu „Gdy rodzą się youngtimery…”. Jednym z jej bohaterów był właśnie GSX-R1000 K1/K2. Tekst ten możecie przeczytać tutaj. Jeszcze pięć lat i młodym klasykiem zostanie… BMW S1000RR, wspomnicie moje słowa.