Honda CB750 Hornet 2023 – wzór współczesnego power nakeda.
4 min readTo jest bez wątpienia gorąca premiera. Czytam o niej od rana. Mamy to! Jest nowa Honda Hornet. Mógłbym się teraz pławić w satysfakcji i napisać: „a nie mówiłem?”. Pisałem już o tym od dawna, że będzie takie mocne 4/10. Zanim jednak postawimy krzyżyk na nowym szerszeniu, to może warto pomyśleć czy faktycznie ten motocykl jest tak miałki czy problem jest gdzieindziej? No więc tak. Trzeba zacząć od materiałów producenta, bo on może chce nam coś powiedzieć, coś czego nie wiemy. Cóż więc się dowiadujemy z materiałów promocyjnych? Otóż na stronie Hondy jest takie zdanie: „Można ją było bardzo szybko opanować mimo braku jakichkolwiek wcześniejszych doświadczeń w jeździe na motocyklu. Jednocześnie był to pojazd niemal wyczynowy, czego potwierdzeniem jest uruchomienie w 1999 roku osobnej serii wyścigowej o nazwie Honda Hornet Cup.„. Ja wiem drodzy marketingowcy, że czasem trzeba coś podkolorować ale są jakieś granice. Idąc tym krokiem rozumowania Suzuki GS500 również jest „pojazdem niemal wyczynowym”. No szanujmy się. Idea tanich pucharów markowych to świetna sprawa, ale nie czyni ona bazowego modelu „niemal wyczynowym”. No ale to dotyczy pierwszej generacji. Teraz debiutuje trzecia.
Przeczytałem dziś komentarz o tej Hondzie, który brzmiał mniej więcej tak: „po co rozmywać legendę Horneta?”. Trzeba więc zastanowić się nad ową legendą. W 1998 roku na rynek weszła Honda CB600F Hornet. Maszyna miała w ramie czterocylindrowy silnik o pojemności 599 ccm, wywodzący się ze sportowego modelu CBR 600. Generował on 96 KM. Honda tworząc ten model celowała w klasę średnią, gdzie walczyły ze sobą Bandit, Fazer 600 i Kawasaki ZR-7, a następnie Z750. Podwoziowo 600-tka nie powalała i raczej prezentowała typowy setup dla tego segmentu. Następnie model zmodernizowano. W 2007 pojawiła się kolejna generacja, która miała mocno zmienioną stylistykę, wpisywała się ona w ówczesną modę. Silnik wciąż osiągał około 100 KM. Pojawił się widelec USD. W 2011 na rynek weszła odnowiona wersja. W 2019 roku do produkcji wprowadzono zupełnie nowy model CB650 R, który porzucił ciuszki infantylnego streetfightera i kontynuował linie neo cafe racer, którą zapoczątkował jej większy brat CB1000 R. Ja jestem fanem tego nurtu, ale jak widać ktoś postanowił wrócić do ostrzejszych powernakedowych kształtów.
Hornet CB750 jest typowym nakedem klasy średniej. Tak jak jego poprzednicy, więc legenda – chyba – została podtrzymana. Honda budując ten model wkracza na terytorium Kawasaki Z650 i jest dla tych, którzy boją się kupić KTM-a 890 Duke. Na pewno nie przyniesie wstydu, gdy na światłach obok stanie Aprilia Tuono 660. Myślę, że i BMW F900 będzie w zasięgu. No ok, ale przecież Hornet w 1998 roku miał 95 KM, a 24 lata później wciąż ma prawie takie same parametry, pomimo wzrostu pojemności o 250 ccm. Gdzie więc jest postęp?
Jest on w masie własnej, która jest mniejsza. Mamy elektronikę wspomagającą prowadzenie. Do tego wyświetlacz TFT, apkę i pewnie jeszcze jakieś inne ficzury. Teraz chciałem dojść do sedna. To nie Hornet jest zły, a realia rynkowe jakie mamy. Po pierwsze, firmy czują ogólnoświatowy kryzys, wzmacniany jeszcze przez coraz ostrzejsze normy czystości spalin. Wbrew marudzącym, stają się one coraz bardziej restrykcyjne w całym cywilizowanym świecie, nie tylko w Europie. Klasa sportowych sześćsetek zniknęła i nic nie wróży, by wróciła. Producenci nie inwestują więc w małe czterocylindrówki o dużych mocach, stąd ich brak w segmencie maszyn drogowych, bo nie ma sensu tworzyć ich dla nakedów i turystyków. Świat motocykli zachłysnął się rzędowymi twinami, które są tanie w produkcji, potrafią mieć przyjemne osiągi, a dzięki przestawionym czopom wału korbowego brzmią jak widlaki. Granica 100 KM nadal wydaje się być odpowiednia do jazdy po drogach publicznych. Jeśli osiąga się ją z większej pojemności, to można zbudować bardzo przyjazną i przyjemną charakterystykę. Do tego, taki silnik można wsadzić do nakeda, ADV i znając Hondę do softchoppera. Dla producenta jest po prostu taniej i nie można tutaj robić wyrzutów Hondzie. Robi tak każdy.
Teraz wszyscy Hondziarze zróbcie sobie eksperyment myślowy. Czy wasza marka wprowadziła kiedyś w popularnym segmencie jakiś szalony motocykl, na którego widok konkurencja chowała się po kątach? Nie, Honda z reguły stawia na połączenie uniwersalności, dobrego wykonania i całkiem niezłych parametrów. Czy Hornet z tego zadania się nie wywiązuje? Myślę, że tak. Drugi eksperyment. Czy Hornet kiedykolwiek powalał stylistyką? No mnie osobiście nie. Więc CB 750F idzie drogą swoich poprzedników. Chcecie szaleństwa, kupcie KTM-a, chcecie rozsądku, kupcie Horneta. Koloryt znika i przez dłuższy czas jesteśmy skazani na rosnącą popularność rzędowych twinów, a tym samym pewną degradacje niektórych modeli… i Horneta to dopadło.
Jak 92 konney motocykl.ktory wyglada jak chinska 125 mozecoe nazwyac power nakedem..Jak samo słowo Power bierzemy od mocy czyli Power napędem.mozna nazwać motocykle 150 koni +. Może i to będzie przyjemne moto ale tylko do pojezdzawki po Bułki…nic więcej. ALBO można nim.podwieśc benzynę do prawdziwch wzorów jakim są powernakedy No on nigdy nim nie bedzie
Ile w sobotę po południu widzisz power nakedów na podmiejskich trasach? Bo ja niewiele. Królują mt07, starsze i nowsze japońskie 600 setki. Dla mnie power nakedy są jak yeti – każdy słyszał ale nikt nie widział.
Nie rozumiem tej fali hejtu która wylewa się na ten i jemu podobne motocykle. Ja miałem 2 Hornety model PC41. To były fajne motocykle, miło je wspominam. Ale trzeba było je kręcić wysoko aby dynamicznie jechały. No cóż, taka charakterystyka silnika. Potem miałem 3 cylindry i było już lepiej, więcej momentu na dole dawało więcej frajdy. Teraz mam boxera i jest super, płynę na fali momentu i w mieście i w trasie. Więc uważam że to dobra droga, szczególnie że mamy najtańsze prawie 100 KM na rynku.
„Power” naked na 2 cylindrach w rzędzie… ??
Power napęd jest jeden Yamaha Vmax1700 ,a nie jakies pierdzipedy
Być może POWER naked jest tu trochę na wyrost, ale spójrzmy prawdzie w oczy – dziś tylko masochiści, pozerzy i zboczeńcy jeżdżą na moto powyżej 150 KM. Miałem Duke 690 z jednym cylindrem i mocą 73 KM i BMW 1200 odchodziło mi dopiero powyżej 180 km/h. Wielkie moce w motocyklu są tak samo potrzebne jak 1500 KM w aucie – kupują je bogaci na pokaz a potem część z tych aut jest skasowana bo nie potrafią zapanować nad mocą. Na polskich drogach nie ma sensu duża moc, a ci co jeżdżą na torze to może 0,5 % wszystkich bikerów. Ja uważam, że 92 KM jest idealnie w sam raz, jak na tę wagę i nasze warunki. 28 lat jeżdżę więc coś już wiem w temacie. Pozdrawiam wszystkich