Fuel Motorcycle Coyote
3 min readWielu znajomych mówi mi, że jeśli spróbuję jazdy w terenie, to szosy staną się dla mnie nudne. Nie wiem, nie znam się. Od jakiegoś czasu jednak spoglądam czułym okiem na sprzęty, które hołdują klimatom rajdowym. Z reguły nawiązują one do kultowego Dakaru. Drugim „błotnym” segmentem, który mnie interesuje są scramblery. Obecnie moda na nie zdaje się trochę przemijać ale wciąż nawet w salonach marek znających się na neoklasykach, można kupić kilka ciekawych sprzętów w tych klimatach. Jednym z nich jest BMW Nine T Urban G/S. Co prawda producent tym sprzętem chce przywrócić pamięć o pierwszym przedstawicielu rodu GS, to Karles Vives postanowił zbudować na jego bazie prawilnego scramblera.
Zadanie to nie było łatwe z kilku względów. Twórca postanowił sobie je jeszcze utrudnić. Kreacja miała nie tylko wyglądać ale faktycznie mieć pewne zdolności terenowe. Oczywiście nie piszemy tutaj o jakichś hardkorowych właściwościach. Karles wzorował się na maszynach z lat 60., które w USA tworzono do jazdy po pustyniach i wielkich kanionach. W tamtym okresie nie można było kupić stricte terenowego jednośladu. Stąd brano maszyny szosowe i poprawiano ich zdolności jazdy po bezdrożach.
Z reguły były to angielskie maszyny. Czasem „małe” modele Harleya. BMW również. Co prawda niemieckie sprzęty nie grzeszyły lekkością, ale były solidne, a boksery z przyjazną krzywą momentu obrotowego, świetnie nadawały się do jazdy po pustyni. Po prostu ciężko je było zepsuć. Urban G/S sprawiał jednak kilka znaczących problemów. Po pierwsze, ogromny zbiornik paliwa, który nijak nie pasował do klimatu lat 60.. Reszta karoserii również musiała zniknąć.
Twórca zbudował zupełnie nową „ramę pomocniczą”, która miała być szkieletem dla odmienionej karoserii. Z tylu mamy klasykę gatunku, a więc płaską kanapę i chromowany błotnik. Warto zwrócić uwagę, że Urban G/S jest współczesnym motocyklem, w którym elektronika zajmuje sporo miejsca. Musiało zostać to wszystko zostać upchnięte na dużo mniejszej powierzchni. Najtrudniejszym do zaadaptowania elementem okazał się zbiornik paliwa. Twórca wybral kompaktowy element rodem z Suzuki GT250. Pompa paliwa nijak nie chciała się w nim zmieścić. Wymusiło to na skonstruowanie małego aluminiowego „baku”, gdzie ten element się znalazł. Najciekawsze jest to, że oglądający nie jest w stanie go dostrzec.
Ciekawy, ale i kontrowersyjny jest nowy układ wydechowy. Forma tłumików jest dość typowa i na pewno bardzo ładna, ale już rury wydechowe biegnące w stronę baku i kanapy to posunięcie odważne. Moim zdaniem jeździec może mieć tutaj pewne obawy, co do stanu swoich ud, jakoś bandaże, które nawinięto w newralgicznych miejscach mnie nie przekonują. Podobają mi się za to detale. Widać, że twórca przywiązywał do nich wagę.
Jednymi malowanymi punktami jsą tutaj: zbiornik paliwa i boczne tablice na numery startowe. Na małej powierzchni jednak udało się zawrzeć masę klimatu, tak ważnego w przypadku customowych kreacji. Technicznie zmieniło się niewiele. Mnie gryzą wielkie filtry powietrza, które wyglądają jak narośle. Rozumiem, że było to konieczne, ale w tym przypadku skupiłbym się bardziej na formie. Wisienką na torcie jest kierownica z belką. Detal ten idealnie podkreśla scramblerowy charakter.
Jeśli miałbym kiedyś pójść w klimaty kurzu i bezdroży to byłby to albo motocykl rajdowy, albo właśnie taki scrambler. Jednak taplanie się po kolana w błocie wciąż mnie nie kręci, ale wzbijanie tumanów kurzu na szutrowej drodze wydaje się nad wyraz atrakcyjne.