Youngtimerbike – 2021 podsumowanie.
5 min readKolejny rok mojego pisania w internecie – i nie tylko – mija. Może więc warto go podsumować. Gdybym miał policzyć godziny spędzone na pisaniu, to spokojnie mógłbym się zatrudnić na co najmniej półetatu. O dziwo, nadal mi się to nie nudzi, choć zajmuje mi sporą część życia. W 2021 roku dosiadłem mój pierwszy customowy motocykl. Jak typowy krytyk wszystkiego, nie zrobiłem go sam, a zbudował go Bartek z Black Sheep Garage.
To był najlepszy krok jaki mogłem podjąć. Pisałem to wiele razy, ale z Bartkiem od razu złapaliśmy kontakt. Po kilku rozmowach o tym, co mnie kręci, zgodził się ze mną, że mój pomysł jest spoko, a on go wykona. Co ciekawe, ja początkowo nie podzielałem kilku jego pomysłów, ale postanowiłem, że spróbujemy. Bartek wcisnął mnie poza kolejnością i chciałem mu za to podziękować. Prace nad sprzętem ruszyły w lutym i trwały do kwietnia. Ten okres był dla mnie niezwykle emocjonujący. Sądzę, że Barek miał mnie już dość, jak go zasypywałem swoimi pomysłami.
Bardzo ciekawie wyglądał powrót. Otóż, tydzień przed odbiorem, rozpocząłem sezon na rolkach. Chyba wziąłem sobie to zbyt ambitnie, bo wracając poczułem ból w kręgosłupie, z którym miałem spokój od prawie roku. Męczyłem się z tym dość długo. Oczywiście, gdy sprzęt był gotowy, to lało przez kolejny tydzień. W niezbyt dobrej kondycji – kręgosłup nadal bolał – pojechałem do Żywca. Czekał mnie powrót przebudowanym motocyklem, którego prowadzenie stało się dość wymagające, ból w lędźwiach i trasa, której nienawidzę. Okolice Żywca do jazdy są świetne, ale trasa z Krainy Niemieckich Wiosek na Podbeskidzie to straszna mordęga. Dojechałem do Pszczyny (czyli jakaś 1/3 trasy) i miałem serdecznie dość. Nie motocykla, bo ten pracował dobrze, ale kręgosłupa. Co ciekawe, bolało nie w czasie jazdy, a na postoju. Postanowiłem więc się usadowić i po prostu jechać. Na szczęście druga część trasy okazała się spokojniejsza. Jak dojechałem pod blok, to z dobre półgodziny leżałem krzyżem na trawie obok motocykla. Moja Kochanie się obraziło, że postępuje nieodpowiedzialnie. Przepraszałem z dobry tydzień. Po tym wyczynie, musiałem iść na chorobowe. No ale – sprzęt był w domu! Po powrocie i wyleczeniu się, latałem Suzuki, gdy tylko miałem czas i od nowa zakochałem się w tej maszynie. Dziś sprzęt jest rozebrany i czeka go kolejny lifting, ale to raczej kosmetyka. W tym temacie będę was informował na bieżąco.
W sierpniu postanowiłem się wybrać na zasłużony urlop. Kilka dni spędziłem na Mazurach, a kilka w Gdańsku. Nie mogłem więc nie odwiedzić ekipy NGLT Racing. Niestety szef – Zoran – był w tamtym czasie na wyjeździe, ale ustawiłem się z Kamilem. Pogadaliśmy chwilę, a ja jak zwykle porozglądałem się po włościach NGLT. Ilość kozackich motocykli jakie się tam znajdują to materiał na wiele artykułów. Tym razem największe wrażenie zrobiła na mnie widoczna na zdjęciu Honda CB i Scott, którym Zoran się ściga. Kilka tygodni później miał na nim wypadek w Brannej, który skończył się złamanym piszczelem. Wyścigi potrafią być niebezpieczne. Mam jednak nadzieję, że i motocykl i Zoran już niedługo będą w pełni sprawni.
Następnie Kamil zabrał mnie na małą wycieczkę. Pojechaliśmy do Tczewa, gdzie wjechaliśmy w ciąg garaży, który jak żywo przypominał te, gdzie ja na co dzień stacjonuję. Tam poznałem człowieka i jego garaż. Uwielbiam takie klimaty. Niestety czas naglił, ale przegadaliśmy dłuższą chwilę i świetnie się tam czułem. Na zdjęciu powyżej macie jego WSK-ę, która jest laureatką niejednego pucharu. Kiedyś o tym motocyklu i jego właścicielu na pewno więcej przeczytacie. Niestety – jak to zwykle ze mną bywa – nie wiem kiedy to nastąpi. Tak dobrnąłem do jesieni, która upłynęła raczej spokojnie.
Wrzesień to mój ulubiony miesiąc, jeśli chodzi o motocyklowe włóczenie się. Do tego celu przeprosiłem się z Ducati, bo nie ukrywam, że troszkę zeszło na drugi plan. Muszę przyznać też, że ten sprzęt staje się nudny. Nic się nie chce zepsuć, wszystko działa. Robię tylko obsługę i śmigam aż miło. W tym roku odkryłem turystyczne talenty tego motocykla i dopóki droga jest równa, to świetny połykacz kilometrów. Jedyne do czego nie potrafię przyzwyczaić to dość toporna skrzynia biegów, ale soudtrack tej maszyny wszystko wynagradza. Uwielbiam nie tyle odkręcać manetkę, co ją zamykać i słuchać chrząkania z airboxu. Ten dźwięk uzależnia. No i na górskich winklach Ducat prowadzi się jak baletnica, tam nawet te 83 KM zapewniają genialną zabawę.
A cóż się działo na blogu? Przede wszystkim pojawiły się 53 wpisy. Najbardziej zapadł mi w pamięć ten o Hondzie VTR 1000 RC-51, bo pisałem go chyba miesiąc i z liczbą 5127 wyrazów, stał się on najdłuższym tekstem jaki kiedykolwiek napisałem na tej stronie. 2021 rok był też pierwszym, gdzie najpopularniejszy artykuł nie opowiadał o jakiejś Hondzie. W tym roku najchętniej czytaliście o Kawasaki ZXR750/ZX-7R. Włoskie maszyny również załapały się na podium, a – co jest dla mnie sporym zaskoczeniem – najwyżej uplasował się ten o motocyklu WSM Adventure, czyli customowej wariacji na temat Ducati Hypermotard. Był to również najlepszy rok jeśli chodzi o wyświetlenia bloga i liczbę odwiedzających. Na fanpeju przebiliśmy liczbę 20000 obserwujących, choć mam wrażenie, że Facebook robi wszystko, by tego typu społeczności rozrastały się jak najwolniej.
Sezon zakończyłem w listopadzie prowadząc nie swój motocykl. Dostałem zaproszenie na test nowego Sportstera S od salonu Harley-Davidson w Katowicach. Polatałem sprzętem i recenzje z tego dnia możecie przeczytać tutaj. Co planuję w 2022 roku? Poskładać Suzuki, bo jest znowu rozebrane. Porozglądać się za Aprilią Tuono, albo RSV Mille. A na blogu? Chciałbym więcej testować, ale nie tylko współczesnych maszyn. W mojej orbicie zainteresowań są również ciekawe egzotyki i klasyki. Zobaczymy jak będzie. Trzonem mojej pracy nadal będzie, opowiadanie historii pisanej jednym śladem, chociaż nie mam zamiaru odpuszczać tego, co się dzieje w świecie nowoczesnych motocykli. Moja uwaga szczególnie skierowana jest w stronę Harleya-Davidsona, który obudził się z letargu i buduje ciekawą ofertę. Oczywiście maślanymi oczami spoglądam na wszelkiego rodzaju włoszczyznę.
Sobie życzę, by moje motocyklowe życie podążało tymi torami, w których się znajduje. Moja pasja kwitnie, a dzięki temu, Wy możecie czytać te wypociny. Wam życzę spełnienia wszystkich motocyklowych życzeń, końca pandemii i niezbyt dotkliwej inflacji.
Kolejne podsumowanie równo za rok.
Życzenia spełnienia marzeń – nie tylko motocyklowych – i realizacji planów na Nowy Rok dla Autora. A także podziękowania za niekomercyjne dzielenie się swoją pasją – również nie na FB, którego omijam z daleka…