Gdy rodzą się youngtimery… cz. 8
5 min readDawno nie było mojego ulubionego cyklu, czas się więc poprawić. W ósmym spotkaniu z przyszłymi klasykami postanowiłem skupić się na motocyklach… nudnych, ale takich, które prędzej czy później staną się youngtimerami, oczywiście moim zdaniem. Pozdrawiam wszystkich fanów Hondy Deauville, ale z przykrością muszę stwierdzić, że jej tu nie będzie, bo ona prezentuje patologiczną wręcz nudę, a ja mam swoje granice tolerancji. 😛 Zaczniemy jednak z grubej rury.
Yamaha Virago 535
Nie spodziewaliście się, że ten sprzęt się tu znajdzie, nie? Weźmy jednak tę sprawę na spokojnie. Yamaha Virago nie jest motocyklem, który przesunął jakąkolwiek granicę… Chociaż, nie – przesunął granicę kiczu, ale to bardziej zasługa niektórych jej właścicieli, a nie jej samej. Wróćmy do „Virówki”. Są tacy, którzy sądzą, że jest to motocykl atrapa. Nie atrapa motocykla, a sprzęt, który po prostu wypełniony jest fejkowymi częściami. Górny „tłumik”, zbiornik paliwa w pierwszej wersji. Nie wiem, po co inżynierowie zrobili sobie tak pod górkę? Po co komplikować tak prostą koncepcję jaką jest coś na kształt choppera? To jest zaprzeczenie jego zasadom, bo chopper ma być prosty. Tu nawet rama jest jakaś niewydarzona. Przecież dużo prościej i bardziej w klimacie, było zrobić tradycyjną kołyskę. Jednak Virago, oprócz tego, że stało się memem, stało się też bardzo ważnym sprzętem dla wielu fanów jazdy 65 km/h po autostradzie, a to już jest przepustka do stania się klasykiem. Nie żeby zaraz jakoś cenionym, albo „panie klasyk 20000 zł to tak minimum”. Virago osiągnęła już minimalne ceny i będzie na tym pułapie do końca swego istnienia. No chyba, że się mylę i za dekadę, bądź dwie, nastąpi wielki comeback i ludzie będą się tym jarać.
Honda CBR600 F4
Hondo za ten motocykl kłaniam ci się w pas. Naprawdę! To osiągniecie godne lotu na księżyc. Dlaczego zapytacie? Zbudować motocykl ze sportowym zacięciem, który będzie nudny, tego może dokonać tylko firma Soichiro. Honda CBR 600F to również jednoślad doskonały. Jest dynamiczny, ale nie za bardzo. Można nim polatać po torze, ale nie za bardzo. Można uprawiać turystykę, ale też nie za bardzo. No i tak mógłbym wymieniać i wymieniać. Okraszono to wszystko solidnością godną Bramy Brandenburskiej. CBR F4 prezentuję filozofie środka. We wszystkim jest dobra, ale w niczym nie jest bardzo dobra. Do tego jest tania. Ma również wielu fanów i tu jest klucz do jej przyszłej klasyczności. Jest jednak jeden aspekt, który nieironicznie jest w tym sprzęcie pociągający – malowania. Grafików Hondy z tamtego okresu naprawdę należy pochwalić.
Suzuki GS500
„Jaki polecacie sprzęt na pierwszy motocykl?’ – jak to jaki? Suzuki GS500. To naprawdę fajny sprzęt na początek, nie ma co do tego wątpliwości. Popularny „GieeS”, to maszyna wybitnie ascetyczna, jest w niej tylko to, co być powinno i nic więcej. Wszystko jest tu uproszczone do granic możliwości, dlatego sam GS nie porywa osiągami ani prowadzeniem. Wyglądem również, jest po prostu akuratny. To wielki plus dla początkujących adeptów motocyklizmu, ale zazwyczaj bardzo szybko się z niego wyrasta na rzecz ciekawych, bądź większych, maszyn. Jednak z motocyklami jest trochę jak z dziewczynami. Zawsze tę pierwszą pamiętamy i darzymy sentymentem. Sądzę, że dla wielu „tą pierwszą” będzie właśnie Suzuki GS500, a to uczyni z niego klasyka – tak sądzę.
Suzuki GSF600 Bandit S
Gdy ostatnio na fanpeju napisałem o tym sprzęcie, to rozpętała się burza i teksty typu: 'chuja się znasz”, „kto to pisał”. Jakiż to był miód na moje serce. Nie, nie mam dziwnego fetyszu, który sprawia, że czuje podniecenie, gdy ktoś mnie obraża, chociaż w sumie… Dobra, dobra skupmy się na motocyklach. Oznacza to, że Bandzior ma rzeszę fanów, którzy dali by się za niego pokroić, a to co prawda ma złe strony, bo fajnie jest odkrywać różne motocyklowe wrażenia, a nie podniecać się jedynym modelem i uważać go dzieło sztuki. No chyba, że jest to bezwartościowe Ducati. Ma jednak też i dobrą stronę. Takie maszyny bardzo rzadko przepadają w mrokach historii. Drugim argumentem za statusem przyszłego klasyka na pewno będzie olejak będący już obiektem kultu. Za kilkanaście lat nikt nie będzie się przejmował, że to najnudniejsza mutacja tego sportowego silnika. Jaki Bandit 600 jest wszyscy wiemy, nie będę go opisywał, bo przecież wiadomo, że osiąga 280 km/h, na torze łyka gości na litrach, a w turystyce nie jest mu równy nawet BMW R1250 GS. 😉
Honda Transalp
Tak naprawdę to mi jest tego motocykla szkoda. Jego największą tragedią jest to, że nie jest Afriką Twin. Transalp narodził się jako świeży i całkiem fajny sprzęt Dual Sport. Miał konotacje wyczynowe związane z rajdem Paryż-Dakar, a to zawsze jest spoko. Jednak wraz ze wzrostem statusu modelu Africa Twin Transalp zaczynał żyć w jej cieniu, a sam producent rozmywał jego wizerunek do granic możliwości. Ostatecznie motocykl jest kojarzony podobnie jak Deauville, jako nudna maszyna do pyrkania. Nie ma w tym nic złego, ale nie ma też nic interesującego. Transalp jednak świetnie sprawdza się jako turystyk po drogach piątej i siódmej kategorii. No i to moim zdaniem wprowadzi go kiedyś do grona klasyków. Może tylko w pewnej wąskiej grupie, ale zawsze.
BMW R1150R
Już myśleliście, że nie będzie tym razem BMW. Otóż będzie, bo BMW w dziedzinie nudnych motocykli ma zasługi takie jak Honda, a może i większe. R1150 R to swego czasu flagowy naked bike od BMW. Maszyna miała konkurować z japońskimi UJM-ami, włoskim Moto Guzzi V11 i Ducati Monsterem. Był to wtedy bardzo mocno obsadzony segment. Od taniego, ale mocnego Bandita 1200, po chimerycznego Monstera. Gdzieś pomiędzy były oldskulowe maszyny jak GSX1200 Inazuma czy ZRX 1100 no i Gutek V11. A gdzie było BMW R 1150R? Nigdzie. Nie był tak fajnie klasyczny jak Gutek, nie był tak charakterny jak Potworek z Bolonii, nie był tani i dobry jak Bandzior. Był nudny, piekielnie nudny. Telelever zabijał jakiekolwiek czucie przedniego koła, chociaż zapewniał komfort. Dźwięk silnika był tak bezpłciowy, że ramówka TVP przy nim wydawała się interesująca. Charakterystyka idealnie współgrała z dźwiękiem, ale jako całość naprawdę ciężko byłoby tu coś zarzucić. Napęd wałem otrzymywało się tutaj całym dobrodziejstwem tego rozwiązania. Pozycja nie była aktywna, ale wygodna. Nuda, nuda, nuda! No, ale jest to BMW, więc klasyk już za życia. 😉
Znalazłbym jeszcze kilka nudnych maszyn, które mają zadatki na klasyka, ale przy pisaniu tego tekstu wypiłem cztery kawy i nadal chce mi się spać. Bolesne to było i nieprzyjemne doświadczenie, ale udało mi się przez nie przebrnąć tylko i wyłącznie dla was.