Royal Enfield GT 650 – customowe impresje.
5 min readPora zdmuchnąć kurz z dawno zapomnianej „Strefy Custom”. Nie bójcie się jednak fani klasyki, nie zmieniam profilu bloga. Po prostu, maszyny niestandardowe wciąż mnie atakują i muszę o nich coś napisać. Nie będę tu śledził trendów, wyszukiwał nowinek. Od tego są renomowane strony, których nie brakuje i w naszym grodzie. W „Strefie Custom” będę bredził o tym, co wydaje mi się interesujące.
Royal Enfield GT 650 – idąc za Wikipedią: „zaprezentowany w 2018 roku, pierwszy zupełnie nowy rzędowy twin opracowany przez tę firmę„. W ramach uzupełnienia należy dodać, że po tym jak całość produkcji i prawa do marki trafiły do Indii. W latach 50. i 60. marka była w technologicznym czubie. Dziś nie ma po tym śladu i… to najlepsze co ją spotkało. Gdyby nie to, to pewnie podzieliłaby los Nortona czy BSA. Obecnie Royal Enfield to marka na specjalnych prawach. Nikt (po za krajem, który jest dziś jego ojczyzną) nie traktuje jej poważnie, nikt nie kupuje tych maszyn ze względów praktycznych. Gdy widzisz kogoś na Royalu to wiesz, że to motocyklowy świr. Kocham tę markę.
GT650 wydawał mi się jednak zbyt ugładzony, trochę za nowoczesny, taka biedna wersja Triumpha Bonneville, ależ się myliłem! Gdy patrzę na kreacje jakie rodzą się z tego nudnego wydawać by się mogło neoklasyka, to mam ochotę wysłać przelew do przedstawiciela tej marki i wyjechać świetną bazą do dalszej zabawy. Teraz jednak pakuję pieniądze w mojego olejaka, a i bezwartościowy Ducat domaga się pewnych inwestycji. Więc na razie mogę sobie popatrzeć. Więc to zrobię!
Jaipur City Royal Enfield Cafe Racer
Jeśli bierzemy się za przerabianie motocykli musimy sobie wkuć do głowy jedno słowo – PROPORCJE! Dlatego, wszystko trzeba przemyśleć już przed pierwszym cięciem. Idealnym przykładem dogrania proporcji jest motocykl ze zdjęcia powyżej. Osobiście nie jestem wielkim fanem płaskich bratstylowych ogonów, ale… Jak widać można to zrobić fajnie. Moim zdaniem, kluczem do sukcesu jest tutaj delikatne podniesienie na samym końcu zadupka. Linia maszyny opada ku przodowi, dół owiewki jest idealnie dopasowany do linii ramy.
Kolejnym detalem, który nie zawsze lubię jest jednoramienny wahacz. Rozwiązanie to jest spoko, ale nie wszędzie pasuje. Wydawać by się mogło, że do maszyny pozującej na cafe racera nijak to się nie nada. Tutaj się udało. Cały monowahacz zaadaptowano z Ducati 848. Żeby utrzymać spójność, przód to również całkiem współczesny widelec USD. Jeśli chodzi o sylwetkę, to nie mam tu nic do dodania. Są jednak pewne minusy. Jak dla mnie za dużo jest tutaj złotych akcentów i nie do końca rozumiem sens osłaniania silnika. Jednak za proporcje 11/10.
Under Pressure Project RE Continental GT
Ten motocykl mogliście już widzieć na moim fanpejdżu. Ja sam jestem nim tak zauroczony, że muszę go opisać jeszcze raz. Wcześniejszy projekt był wymuskany w każdym detalu i wygładzony ponad miarę. Ten jest zupełnie inny, dla mnie aż kipi jakimś oldskulowym realizmem, choć nie brak tu całkiem nowoczesnych podzespołów. Na początek warto się zastanowić do jakiego nurtu go przypisać. Ogromna większość powie, że jest to cafe racer. Ja jak zwykle stanę w opozycji. Dla mnie to współczesna wizja wyczynowego motocykla z końca lat 60.. Ktoś powie: „no ok, ale dlaczego nie cafe racer?” Bo, według mojego ortodoksyjnego podejścia, cafe racery nigdy nie były maszynami sportowymi. To uliczni wojownicy, a nie torowi.
Osią wokół której toczy się cała ta przeróbka jest owiewka. To ona nadaje ton całości. Sam wiatrochron jest o tyle ciekawy, że nie jest to typowa bulwa z ogromnym reflektorem, którą to kojarzymy z tamtymi czasami. Zamiast tego, mamy tu minimalizm połączony z małymi soczewkowymi reflektorami, których jedyną funkcją jest spełnienie dopuszczenia do ruchu. Fajnym smaczkiem są tutaj barwy, żywcem ściągnięte z Ducati 750 SS Paula Smarta. Świetnie prezentuje się silnik, który idealnie wpisuje się w klasyczne kształty. Zbiornik paliwa, choć oryginalny, również ma coś z klasycznych długich wąskich baków z lat 60.. Dysonans wprowadzają całkiem współczesne zawieszenie z przodu i felgi. Wpisano je tutaj bez zbędnej spiny i dlatego to się udało. Jeśli historia tego motocykla interesuje was bardziej, bo jest dość ciekawa, to możecie ją poznać tutaj.
Nought Tea Royal Enfield GT650
Ostatnia propozycja na dziś to… wersja wyścigowa. Jedno muszę przyznać na samym początku, malowanie tej wydumki jest przekozackie, ten kto na nie wpadł powinien dostać wysoką podwyżkę. Wróćmy do samej koncepcji. Jej autorem jest znana w środowisku wyścigowym brytyjska firma Harris Performance, która to po jest bardzo blisko związana z Royalem Enfieldem. Od jakiegoś czasu to Hindusi są właścicielami tej marki. Skoro miała to być wyścigówka, główny aspekt położono tu na układ jezdny. Z przodu mamy tu klasyczny widelec firmowany przez Ohlinsa, z tyłu dwa amortyzatory tej samej firmy. Hamulce firmowane są przez Brembo. Nie oszczędzono silnika, któremu zafundowano zestaw big bore firmy S&S. Maszyna ma teraz 750 ccm. Nie udało mi się dotrzeć do tego jaką moc ma ten sprzęt, ale jest to totalnie nieistotne.
Zastanówmy się chwilę nad wyglądem, bo przecież to Strefa Custom. Wspominałem już o genialnym lakierze. Ze wszystkich trzech opisywanych maszyn, ta ma największą i najbardziej klasyczną owiewkę. Zagrało to tu bardzo dobrze. Szprychowe felgi to ukłon w stronę klasyki… który coraz rzadziej widujemy – niesłusznie! Dla mnie to atrybut, który mogę oglądać bardzo często. Sam zadupek jest co najwyżej poprawny i nic mu nie brakuje, ale też niczym nie zachwyca. Ciekawym detalem jest otwór w boczku pod siedzeniem, prowadzi on najprawdopodobniej do airboxu. Wyścigówka ta miała ścigać się w imprezach klasyków. Czy do tego doszło, nie wiem.
Przedstawiłem wam dziś trzy propozycję na nudnego i niezbyt mocnego neoklasyka. Niby podobne, a jednak zupełnie różne, dla mnie wszystkie ciekawe, choć Under Pressure to mój lider w tym niezbyt bogatym zestawieniu.