Harley-Davidson V-Rod Destroyer
3 min readV-Rod miał być sprawcą rewolucji. W 2003 roku rzeczywiście wprowadził w szeregi skostniałego grona harleyowców mocno ożywioną dyskusję. Tradycjonaliści go znienawidzili, natomiast „młode wilki” były zachwycone. Dziś V-Rod już przeszedł na emeryturę, co wydarzyło się bez większej pompy. Obecnie jednak w Milwaukee znów przecierane są nowe szlaki. Czy to się uda? Mam wielką nadzieję że tak. Niespełna dwadzieścia lat temu to właśnie V-Rod miał zadatki na przewietrzenie skostniałej oferty H-D. Dlatego gdzieś w działach marketingu narodził się pomysł, by promować nowy model po przez sport. Do jakiejż to rywalizacji może się nadawać cruiser, który rozstawem osi mógłby konkurować z kompaktowym hatchbackiem? Do wyścigów równoległych!
Tak więc, w 2006 roku w Milwaukee zapadła decyzja o wprowadzeniu do małoseryjnej produkcji maszyny nazwanej CVO V-Rod Destroyer. Powstało 646 takich potworów. Ekipa CVO – czyli fabryczny tuner H-D – na co dzień sprzedaje chromowane osłony do filtrów powietrza, ale jak ich trochę przycisnąć, to potrafią zrobić coś, co nie jest jeżdżącym pomnikiem galwanizacji. Do tego silnik z V-Roda ma sportową przeszłość, o której możecie przeczytać tutaj. Z takiej mieszanki musiało wyjść coś ciekawego. V Rod wizualnie zmienił się niewiele. Co ciekawe, rama w znacznej części również pozostała seryjna. Wahacz różni się tylko tym, że został dostosowany do innej felgi. Rozstaw osi jest identyczny jak w Night Rodzie. Radykalnie odmieniła się natomiast pozycja jeźdźca. Nie trzyma on już nóg do przodu, a ekstremalnie do tyłu. Stopy motocyklisty spoczywają w okolicy wahacza. Chyba najbardziej spektakularnym dodatkiem jest wheel bar – czyli długa nakładka zapobiegająca odrywaniu się przedniego koła od asfaltu. Dzięki temu można odkręcać manetkę gazu bez obaw i mknąć jak struś pędziwiatr ku mitycznej ćwiatrce.
Również silnik został podrasowany. V-Rod Destroyer legitymuje się mocą 165 KM, liczba ta dziś nie powala, ale z drugiej strony, dla samego klimatu chciałbym sprawdzić ten wynalazek. Większą moc uzyskano głównie dzięki zwiększeniu skoku tłoka (a co za tym idzie pojemności do 1300 ccm), inne są również głowicę i zawory. Układ zasilania został dostosowany do nowej roli motocykla. Wydech jest krótki, minimalistyczny i wydaje z siebie piekielne dźwięki.
Pas zamieniono na łańcuch, który lepiej sprawdza się w wyścigach równoległych. Płaska opona na tylnym kole na pierwszy rzut może wzbudzić konsternację, ale kto ma jakieś pojęcie o wyścigach równoległych nie poczuję zaskoczenia. Na pierwszy montaż zakładano gumę produkcji Dunlopa, ale jak widać na niektórych zdjęciach, można kupić jeszcze inną. V-Rod Destroyer był również poligonem doświadczalnym dla nowości jakie z czasem miały trafić do seryjnych maszyn. Sprawdzanie nowych technologii w sporcie to częsta praktyka u innych producentów nie dziwi więc fakt, że amerykanie również z niej korzystali. Zastanawia mnie jednak co po latach trafiło do seryjnych maszyn, czy coś w ogóle. Destroyer w rękach amatora jest w stanie przejechać „ćwiartkę” poniżej 10 sekund. W Europie ten motocykl nie miał racji bytu, w USA było jednak inaczej. Amerykanie przywiązani są do swych krajowych produktów. Cenią sobie również tradycje. Najważniejszą rzeczą jest to, że u nich określenie „sportowy Harley-Davidson” nie jest oksymoronem. Destroyer to obraz amerykańskiej filozofii podejścia do motoryzacyjnej rywalizacji – i to jest jego największym plusem.