youngtimerbike

Historia pisana jednym śladem. Od japońskiej rewolucji końca lat 60., aż po spektakularny wyścig zbrojeń w latach 90..

Perełki sprzedane na aukcjach Bonhams Cars

7 min read

Chcielibyście się czasem poczuć jak ci bogacze, którzy z kartką wchodzą na aukcje i kupują jakieś motoryzacyjne perełki za grube tysiące Euro czy Dolarów? To jest jedno z moich marzeń. Niestety ja jestem robotnikiem, a po godzinach nędznym blogerem z parciem na szkło, więc raczej coś takiego nigdy mnie nie spotka. Nie zmienia to jednak faktu, że marzyć trzeba, a nawet należy, bo to mnie przecież pcha do przodu. Gdybym nie marzył nie miałbym żadnego ze swoich motocykli i na pewno nie pisałbym tych słów do was. Skoro już więc jesteśmy w tym górnolotnym klimacie, to dziś zabiorę Was do domu aukcyjnego Bonhams Cars i pokażę kilka sztosów, które brałbym jak przysłowiowy Reksio szynkę.

Zaczynamy!

STOP! Pora na reklamę! 

Już 21 września organizuję spot skupiający miłośników ciekawej dwukołowej motoryzacji. Więcej tutaj. Serdecznie zapraszam!

Po reklamie. 

 

Bimota BB1 

Idea wyścigówek supermono jest z jednej strony kuriozalna, a z drugiej genialna. Polega ona na tym, że owe maszyny muszą mieć w ramie silnik jednocylindrowy. Zazwyczaj wiąże się to z bardzo dużą pojemnością. Jak pewnie zdążyliście zauważyć, zazwyczaj jednostki większe niż 400 ccm legitymizują się co najmniej dwoma garami. Trochę inaczej sytuacja ma się w świecie motocykli enduro. Tutaj duży singiel nie dziwi. Dlatego często do budowy maszyn supermono wykorzystywano tego typu jednostki napędowe. Nie inaczej jest tym razem. Przed państwem Bimota BB1. Jeśli znacie nomenklaturę producenta z Rimini, to już się zorientowaliście, że pod owiewkami pracuje silnik BMW. Chociaż tak naprawdę jest to singiel Rotaxa. W aluminiowej ramie, opartej na wyczynowym zawieszeniu Pailoi, drzemie cały potencjał inżynieryjny Bimoty. Mocy mamy tutaj zabójcze 48 KM ale masy własnej tylko 145 kg. Sprzedawany egzemplarz przygotowany jest do wyścigów i w zasadzie nie ma homologacji drogowej.

To jak? Chcecie Bimotę? Link do aukcji macie tutaj.

 

1946 Harley-Davidson 68ci Knucklehead Land Speed Racing Motorcycle

Musiałem Wam tu dać dwie foty, bo ten motocykl wyrwał mnie z butów i nawet nie przeszkadza mi w nim czarny mat, którego szczerzę nienawidzę. Mamy tutaj idealny przykład na to, że nie ma w świecie motocykli świętości i ciąć można wszystko. Zacznijmy jednak od początku. Jest to Knucklehead z 1946 roku. Silnik, który był pierwszym górnozaworowym Big Twinem w historii marki. Maszyna zbudowana jest w stylu sprzętów sportowych, które rywalizowały w USA tuż po wojnie. Choć ma wszystkie przymioty bobbera, to chyba powinniśmy go nazywać classic racerem, ponieważ odwołuje się on bezpośrednio do sportu, a nie kultury bobberowej wyrosłej jednak jako typowo drogowa. Sprzedawca połączył tutaj dół silnika 68 calowego, czyli pojemność wynosi 1113 ccm. Głowice natomiast pochodzą z twina o pojemności 74 cali. Gaźnik to Linkert M74, sprzęgło obsługiwane jest nogą, a skrzynia ma cztery przełożenia.

Zapytacie jakie ma osiągi? Nie mam pojęcia. Może dopatrzycie się w linku do aukcji, który macie tutaj.

 

Jak pewnie wiecie, a może nie wiecie, jestem fanem dawnych motocykli wyczynowych, które pozostały w „stanie zachowania”, czyli brały udział w jakiejś imprezie sportowej i nikt po niej ich nie restaurował i odnawiał. Okazało się moi drodzy, że Bonhams wystawiał na swoich aukcjach multum ciekawych dakarówek. Ja wam kilka z nich teraz pokażę. Zaczniemy nietypowo.

 

MZ 660 Baghira Rally Dakar

W dziedzinie paskudnych jednośladów ten ze zdjęcia ma spore szanse na wysokie miejsce. Pamiętajcie jednak, że rajdówka nie ma być ładna, ma być skuteczna. To, co widzicie na zdjęciu to MZ 660 Baghira, która przejechała rajd Dakar w 1998 roku. Baghira 660 to łabędzi śpiew producenta z Saksonii. Był to jednoślad będący jednym kołem enduro, a drugim, klasycznym dual sportem. Na pewno niewiele miał wspólnego z radyklanymi rajdówkami. Pomimo tego francuski importer postanowił go wystawić w legendarnym maratonie. Za sterami zasiadł François Deboffe. Co prawda wynik jaki osiągnął nie był spektakularny, bo dotarł na 32 pozycji, ale już samo to, że osiągnął metę było sporym wyczynem. Maszyna została sprzedana za 6325 Euro.

Kliknijcie link do aukcji, tam jest więcej zdjęć, a na nich przyglądniecie się detalom, które są świadectwem prowizorki, jaką było przygotowanie jej do rajdu i zmarszczek, jakie pozostawiła po sobie pustynia. Kliknij tutaj.

 

 1990 Gilera RC600 Dakar

Jeśli sprzedajcie klasyczny motocykl, to dobrze mieć wokół niego stworzoną historię. Wtedy możecie uzyskać po prostu lepszą kasę. Chcecie przykład? Proszę, poszukajcie sobie jakie osiągają kwoty Ducati 916 po Carlu Fogartym, a jakie inne egzemplarze. Nawet jeśli są w specyfikacji wyścigowej. W przypadku tej Gilery właśnie największym problemem jest historia. Otóż, według sprzedającego tym konkretnym sprzętem Luigi Medardo zdobył dwunaste miejsce w rajdzie Dakar w 1990 roku. Problem pojawia się taki, że… nie ma na to żadnych dowodów. Druga sprawa to brak jakichkolwiek dokumentów rejestracyjnych, więc ta piękna czerwona Włoszka nadaje się tylko do postawienia w gablocie, albo do jazdy poza drogami publicznymi. No cóż, kolekcjonerzy takimi pierdołami się nie przejmują. Warto też pamiętać, że Gilera RC600 sama w sobie jest ciekawa, a jeszcze w specyfikacji dakarowej jest w stanie sama się obronić. Dlatego postanowiłem ją tutaj umieścić.

Maszynę sprzedano za 7475 Euro. Link do aukcji macie tutaj.

 

BMW 1020 cm3 R65 „Desert Racer”

Natomiast historia stojąca za tą niemiecką rajdówką jest niezwykle ciekawa, prawdziwa i udokumentowana. Maszyna wyjechała z fabryki w 1980 roku jako model R65. Następnie trafiła (nie mam informacji w którym roku) do firmy Bracken Motorcycle Workshop Ltd, by w latach 1986-91 John Watson-Miller ścigał się nią w Rajdzie Faraonów (w latach 1986-87), w Rajdzie Tunezji, również w 1987 roku. Nie mam informacji czy brał udział w Dakarze.

Pełną specyfikację znajdziecie na stronie Bonhams, a ta trzeba przyznać była imponująca. Możecie ją poznać tutaj. Z rzeczy, o których należy wspomnieć to zastosowanie silnika o pojemności 1020 ccm w pełnej rajdowej specyfikacji. Zawieszenie to najlepsze co można było dostać w drugiej połowie lat 80. Wielki zbiornik ma imponujące 43 litry pojemności. To prawdziwa bestia do ciężkiej walki w terenie. Spójrzcie tylko na ten prześwit. Jest on tak ogromny, że nawet nie było potrzeby przesuwania układu wydechowego do góry.

W całej tej beczce miody była ogromna łyżka dziegciu. Otóż moi drodzy, sprzęt ten był niesprawny i wymagał praktycznie pełnej restauracji, ponieważ przestał ostatnie dwadzieścia lat.

 

Opuszczamy pustynie i wybieramy się na tory wyścigowe, a tam…

 

 

2000 Yamaha 998cc 'R71′ Superbike Racing Motorcycle

W zasadzie mógłby to być kolejny motocykl zbudowany do wyścigów superbike ale nie jest. Gdzie tkwi haczyk? Zwróćcie uwagę, że to sprzęt z 2000 roku. Wtedy wszystkie puchary oparte o regulamin WSBK dopuszczały do rywalizacji motocykle czterocylindrowe o pojemności do 750 ccm. Tutaj mamy piec o pojemności 998 ccm. Yamaha opuściła fabrykę jako standardowa YZF-R1. Została zakupiona przez David Jones Motorcycles i prawdopodobnie nigdy nie wyjechała na drogi publiczne. Następnie Ray Cowles przystosował ją do ciężkiej torowej egzystencji. Za sterami zasiadł jego chrześniak Jason Griffiths. Niestety sprzedający nie udostępnił żadnej specyfikacji ale gołym okiem widać, że mamy tutaj dużo lepsze zawieszenie, felgi i hamulce. Nic mi nie wiadomo o silniku. Tak spreparowana R1 ścigała się w wyścigach: Isle of Man, North-West 200, Southern 100 czy Jurby, czyli na scenie drogowych wyścigów w Wielkiej Brytanii, a jeśli kiedykolwiek widzieliście jak te imprezy wyglądają, to zdajecie sobie sprawę, że ta Yamaha to twardy skurczybyk, skoro tyle przetrwał i wciąż wygląda całkiem nieźle. Po karierze zawodniczej Yamaha trafiła w ręce Phila Morrisa, gdzie pełniła rolę rezerwowej.

Link do aukcji tutaj.

 

1978 Maxton-Yamaha TZ750

Na koniec zdecydowanie największy sztos, jaki znalazłem na stronie Bonhams. Yamaha TZ750 to dwusuwowy potwór o czterech cylindrach, który w najszybszych specyfikacjach osiągał prędkości ocierające się o 300 km/h. Moc wzrastała od 100 KM do prawie 150. Przypominam, że mowa o jednośladzie z lat 70! Japończycy skonstruowali go do wyścigów Formula 750 i choć sam ten puchar szybko został rozwiązany, to kariera piekielnego dwusuwa trwała aż do połowy lat 80. i została przerwana dlatego, że AMA (taki amerykański PZMot) stwierdziła, że… jest zbyt szybka, a przez to niebezpieczna.

Według artykułu zamieszczonego na stronie Bonhams Yamaha wyprodukowała osiemset TZ750. Powstało jednak więcej samych silników, a kilkanaście odzyskano z maszyn, które miały jakieś przygody. Dzięki tej sytuacji wiele firm budowało własne ramy, wsadzało do nich silniki z 750. Jedną z nich był Maxton z Cheshire i to jest właśnie Maxton-Yamaha TZ750. Powstało tylko szesnaście tych wyścigówek. Nie mam pojęcia ile przetrwało do dziś. Ta zdjęcia wygląda genialnie. Po pierwsze felgi, po drugie zadupek, po trzecie klimat prawdziwego torowego wojownika.

Dla mnie to jeden z najseksowniejszych jednośladów w historii. Szczęśliwy nabywca zapłacił za nią 23000 Funtów.

Aż mu zazdroszczę. Link do aukcji.

 

Poczuliście się jak bogacze, którzy szastają gotówką na różne dwukołowe zabaweczki? Ja trochę tak i jest to na tyle przyjemne, że jeszcze na strony Bonhams na pewno zawitam.

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *