XTR Pepo Ducati Bol d’Or, czyli jak zepsuć klasyka i zrobić to dobrze.
1 min readProwadząc blog o motocyklowych klasykach zawsze z rezerwą muszę podchodzić do sprzętów customowych. Dlaczego? – zapytacie. No cóż, żeby zrobić jakąś maszynę niestandardową, trzeba poświęcić jakiś motocykl, który w oryginalnej postaci może być już sam w sobie ciekawy. Wiele maszyn, szczególnie japońskich, z początku lat 90. zostało bezpowrotnie zniszczonych. Gdzie więc leży złoty środek? Czy wzięcie sobie za bazę Ducati z 1983 roku może być dobrym pomysłem? To zależy od podejścia. Znajdą się tacy, którzy powiedzą, że nigdy w życiu, a wielu będzie takich, którzy nie będą widzieli w tym problemu.
Człowiekiem, który „nie widział w tym problemu” był Pepo Rosell. Jeśli interesujecie się sceną customową to pewnie go znacie, a jeśli nie, to już tłumaczę kto to jest. Pepo urodził się we Francji w 1962 roku, ale bardzo szybko przeniósł się do Hiszpanii. Jak przystało na typowego grzebacza w trzewiach motocykli, z wykształcenia jest mikrobiologiem. Po ukończeniu studiów i stosunkowo krótkiej karierze naukowej postanowił się poświęcić drugiej ze swoich pasji. Były to oczywiście jednoślady. W latach 90. sprzedawał maszyny Ducati, ale to było dla niego zbyt mało ambitne zajęcie. W 1996 roku postanowił dostosowywać włoskie sprzęty do wyścigów i oferować tuningowe części do maszyn cywilnych. W 2001 roku uczynił kolejny krok – założył firmę Radical Ducati, która budowała motocykle od zera, na bazie włoskiej myśli technicznej. Jednak i to zajęcie zaczęło nudzić naszego bohatera. W wywiadach przyznawał, że firma stała się typową maszynką do robienia pieniędzy. Za mało w tym było pasji… W 2015 roku, po 14 latach działalności i wyrobionej renomie, postanowił znowu poczuć się jak nowicjusz. Założył firmę Extreme Pepo (XTR Pepo). Hasłem nowego przedsięwzięcia zostało: „mniej biznesu – więcej przyjemności”.
Cóż może być przyjemniejszego dla motocyklowego zapaleńca jak tworzenie nowych mechanicznych form? Nic! To pytanie było retoryczne. Pierwszym projektem firmy XTR Pepo jest maszyna, którą widzicie na zdjęciach. Śmiem twierdzić, że twórca wpadając na pomysł tego jednośladu w pewnym sensie wyprzedził trendy, a może sam je stworzył. Podwaliny do obecnej formy tego projektu powstały w 2015 roku. Pięć lat temu boom na cafe racery trwał w najlepsze. Robiono je ze wszystkiego. Najbardziej kuriozalne były te z japońskich rzędowych czwórek, ale i wśród nich można było znaleźć interesujące maszyny. Pepo przez całą swoją dotychczasową karierę zajmował się sportem, nie mógł więc się pozbyć pewnych nawyków. Postanowił nawiązać do złotego czasu asfaltowych potyczek – lat 70., gdy koloryt na torach wyścigowych był największy w historii. Nikt wtedy takich motocykli customowych nie tworzył. Oczywiście prasa wrzuciła ten projekt do worka z cafe racerami, ale mechaniczny realizm i pewna ordynarność całej konstrukcji, nijak tam nie pasowały.
No i tutaj dochodzimy do najbardziej drażliwej kwestii. Bazą było Ducati Panath 600 TL z 1983 roku. No cóż, Pepo zniszczył klasyka, ale za to jak go zniszczył! Zrobił to koncertowo i chętnie też kiedyś bym tak zniszczył jakiś włoski stary motocykl. Jeśli tę kwestię mamy już załatwioną, to skupmy się na tym co ciekawsze. Jak sama nazwa wskazuje budowniczy wzorował się na wyścigówkach endurance z lat 70. Czy może być coś piękniejszego? Nie! Kurde, poziom pytań retorycznych w tym tekście zaczyna przekraczać granice dobrego smaku. Z oryginalnego Panath’a zostało tu niewiele. Pepo połączył oldskulową formę, wyścigowe smaczki i całkiem współczesne podzespoły.
Wszystko jednak zaczęło się od ramy. Główną przeróbką jest tutaj nowe mocowanie amortyzatora. Znający się trochę na włoskich sprzętach szybko zorientują się, że jest tutaj inny silnik niż w oryginale. Do ramy wsadzono l-twina z modelu 900 SS z 1992 roku. Czyli zniszczono tu dwa klasyki… ale i tak bilans jest dodatni. Pomimo klasycznego wyglądu sprzęt musiał jeździć współcześnie. Nowy amortyzator, mocowany z boku ożeniono z wahaczem pochodzącym z Monstera 696. Dużo grubsze mody zaszły z przodu. Cały widelec z kołem pochodzi z Monstera S4RS. Silnik również nie mógł się obyć bez pewnych modyfikacji. Najbardziej widoczną jest nowe antyhoppingowe sprzęgło, które skrywa się pod niezbyt wiele zasłaniającą osłoną. Inny jest też wydech, jego forma jest moim zdaniem bardzo intrygująca. Żeby silnik nabrał wigoru Pepo zastosował zestaw zwiększający kompresję i specjalny alternator pozbawiający widlaka koła zamachowego. Usunięto również niepotrzebne osłony, dzięki temu wszystko co się kręci i może być widoczne, jest widoczne. Dla mnie kozackim detalem, nawiązującym do dawnych czasów, jest akumulator w zadupku, który delikatnie z niego wystaje. Mała rzecz, a cieszy.
Połączenie trzech wydawałoby się sprzecznych światów: współczesnego podwozia, starej ramy i niewiele młodszego silnika, z jasnymi odniesieniami do historii Ducati, dało piorunujący efekt. Jeszcze bardziej zdumiewa fakt, że Pepo w czasach szalejącej cafe racerowej mody dojrzał, że zaczyna ona zjadać własny ogon i zaproponował coś zupełnie nowego, choć nikt wtedy tak naprawdę tego nie zauważył. Moim zdaniem przyszłość customowego świata to oldskulowe wyścigówki. Daje to dużo większe pole do popisu, ponieważ każda topowa marka ma jakąś sportową historię i każda lubi się nią chwalić. W czasach wszechobecnej unifikacji to tamte czasy, gdy każda marka szła własną drogą, wspominać będziemy z nostalgią. A cafe racery? Ostaną się tylko najlepsze, zbudowane zgodnie z prawidłami tego nurtu i o takie musimy dbać dla potomnych. Tymczasem, nastał czas retro racerów!