(Retro) nowości 2019
5 min readSzał premier – jak każdej jesieni – trwa w najlepsze. Targi EICMA Mediolan dopiero co zamknęły swoje szeroko otwarte dla wszystkich drzwi. Po przeglądnięciu premier mogę stwierdzić jedno – motocykle odwołujące się do dawnych form mają się bardzo dobrze. Segment retro rozrasta się na różne, czasem dziwne, rozgałęzienia. Mamy więc sprzęty, które bezpośrednio odwołują się do dawnych lat, takie które tylko chcą wziąć dawne emocje i wtłoczyć je we współczesne maszyny. Na rynku są więc motocykle retro, neo-retro, chyba-retro i prawie-retro. Dziś chciałem Wam pokazać co mnie zainteresowało w ostatnich dniach. Jak zwykle – mam zamiar mocno marudzić. Zaczynamy, na pierwszy ogień:
Suzuki GSX1000S Katana
Historia powrotu tego motocykla to niekończąca się opowieść. Nie ukrywam, że oczekiwałem powrotu Katany od dawna, jednak nie wierzyłem w niego tak długo aż nie zobaczyłem zdjęć z premiery. Po pokazie maszyna ta wywołała sporą burzę w środowisku. Nie mam dokładnych danych, ale śmiem twierdzić, że dawno nie toczyła się tak zażarta dyskusja na temat jakiejkolwiek premiery. Katana wzbudza skrajne emocje, jedni się w niej z miejsca zakochali, drudzy nie kupują tych kształtów w ogóle. Jak mawia stare porzekadło – „nie ważne jak, ważne żeby mówili”. No i tym sprzęcie wiele się mówi, efekt został więc osiągnięty. Ja jestem zwolennikiem tego motocykla. Czuje, że drzemie w nim duch dawnych Suzuki. Czyli więc sukces? No nie. Nie jest tajemnicą, że ekipa z Hamamatsu poszła mocno na skróty. Katana jest zmodernizowaną wersją GSX-S1000S. W zasadzie nie ma w tym nic złego, bo to bardzo dobry sprzęt. Problem polega na tym, że Katana nie jest motocyklem retro, to współczesny power naked ze 150 konnym piecem. Katana może być fajna, ale tylko pod jednym warunkiem – że producent nie będzie jej na siłę wciskał w segment retro i za to trzymam kciuki.
Triumph Scrambler 1200 XE/XC
Jestem wielkim fanem oldskulowych Triumphów. W zeszłym roku na motocyklowych targach w Hali Stulecia miałem okazję przyglądnąć się chyba wszystkim sprzętom tego segmentu dostępnych w 2017 roku. Co mnie w nich powaliło? Dbałość o detale. Żaden japoński motocykl nie może się równać z Brytyjczykami w tej kwestii. Retro Triumphy to klejnoty na dwóch kołach. Był czas, że trochę kuło mnie w oczy chłodzenie cieczą, ale muszę przyznać, że projektanci świetnie zakamuflowali ten fakt. Do tej pory moje serce najbardziej rozpalał Thruxton R, ale chyba mam nowego lidera wśród neoklasycznych Triumphów – Scrambler 1200 XE. Triumph Scrambler pojawił się na rynku kilka lat temu. Jednak nie porażał pod względem mocy, czy zawieszenia. Miała to być zabaweczka w dawnym stylu. Najnowszy Scrambler dostał silnik po Thruxtonie R. 1200 ccm twin generuje 90 KM, bardziej wypasiona wersja XE ma zawieszenie USD i w pełni regulowane zawieszenie z tyłu. Producent obiecuje, że Scramblery są bardzo dzielne w terenie. Nie oczekiwałbym zdolności na poziomie motocykl hardenduro, ale wygląda na to, że zabawy w terenie nie będą obce dla tych sprzętów. Scrambler jest super, każdy chciałby się poczuć przecież jak Steve McQueen.
Kawasaki W800 2019
Wraca Kawasaki W800. Nie ukrywam, że jestem wielkim fanem tego modelu. Wałek królewski wymiata. Wizualnie ten motocykl to lata 60-te pełną gębą. 800-tka na pierwszy, a nawet drugi, rzut oka wygląda jak model, który kilka lat temu zszedł ze sceny. Producent twierdzi jednak, że aż 90 procent części jest zupełnie nowych. Największą trudność sprawiło przystosowanie silnika do normy Euro IV. Rzędowy twin zachował chłodzenie powietrzem i wałek królewski. Dla miłośników retro to niewątpliwa gratka. Niestety jeśli ktoś spodziewa się jakichkolwiek wrażeń po tym sprzęcie, to rzut oka na dane techniczne szybko ostudzi jego zapał, W800 ma generować 47 KM, W sprzęcie tej klasy niby nie jest to żaden problem, to nie są motocykle sportowe przecież. No niewątpliwe należy się z tym zgodzić. Kawasaki W jednak zawsze konkurowało z Triumphem Bonneville’em, teraz Anglicy dość mocno odskoczyli. W800 to uczta dla zmysłów, ale tylko dla zmysłów. Dziś sprzęty w tej klasie potrafią dać sporo emocji, W800 nam tego nie da. Czy będzie sukces? Zobaczymy.
Indian FTR 1200
Indian przez wiele lat egzystował tylko w sercach wiernych fanów. Co jakiś czas pojawiali się zapaleńcy, którzy chcieli przywrócić dawną wielkość marki, niestety próby te zazwyczaj spełzały na niczym. Dopiero gdy do Indiana prawa uzyskał koncern Polaris powrót udał się w stu procentach. Trzeba przyznać, że spece od marketingu w Indianie mają świetną i przemyślaną strategię. Na początek powrócono do ikonicznych modeli, gdy te spodobały się klientom zaprezentowano zupełnie nowy motocykl – FTR1200. Prototyp tego jednośladu pojawił się już w 2017 roku. Producent nie śpieszył się wdrożeniem go do produkcji. FTR jeździł po różnych imprezach i sondował nastroje potencjalnych klientów. Reakcje musiałby być pozytywne ponieważ w 2019 roku FTR ma pojawić się w salonach. Maszyna ma odwoływać się do tradycji wyścigów flat track. Jeśli zrzucimy z niego całą marketingową papkę to ukarzę nam się duży power naked. Trzeba przyznać, że maszyna jest zgrabna, chłodzony cieczą widlak generuje 120 KM, niby nie jest to zabójcza wartość, ale wstydu nie ma. Ciekawostką jest napęd łańcuchem, który w amerykańskich motocyklach występuje bardzo rzadko. Cena nie będzie na pewno atrakcyjna, ale Indian od początku swojego istnienia pozuje na ekskluzywny motocykl. FTR 1200 jest też zwiastunem nowych czasów. Amerykański sen, z którego przez lata korzysta Harley Davidson, zdaje się kończyć. Dziś nie można już sprzedawać legendy, a motocykl dodawać gratis. Dziś trzeba oferować dobre motocykle, a legenda może być – choć wcale nie musi – pewną wartością dodaną. Zdaje się, że Polaris wyprzedził swego konkurenta z Milwaukee i po raz pierwszy od wielu lat to Indian wyrasta na tredsettera w USA. Bardzo mnie to cieszy bo slogan „Born to ride” już dawno wyblakł i przestał poruszać tłumy.
Royal Enfield 650 Interceptor/Continental
Royal Enfield wprowadza nowe modele! Kocham tą markę miłością bezrefleksyjną. Co dostaliśmy więc i czy jest pięknie? Pewnie! W ramie drży i trzęsie się rzędowy twin o pojemności 650 ccm. Generuje on zabójcze 47 KM. W nielicznych salonach będzie można kupić ten sprzęt w dwóch wersjach. Jedna schlebia cafe racerowym klimatom, druga to zwykły roadster. Obie są piękne. W przypadku Kawasaki narzekałem na niską moc, w tym przypadku nie mam zamiaru tego robić, dlaczego? Hindusi nie dysponują technologią i siłami przerobowymi takimi jak Kawasaki, stąd mi to nie przeszkadza. Royal Enfield to motocykle dla fetyszystów dawnych form, ale i techniki i mam nadzieję, że nadal tak będzie, choć już na pierwszy rzut oka widać, że styl został wygładzony. Trzymam jednak kciuki za to żeby kolejne normy czystości spalin nie dobiły tych maszyn. Royale są po za wszelką konkurencją.
Co do dbałości o detale – stary W800 i obecne CB1100 chyba mogą ścigać się z jednośladami z Albionu.
Wyzwanie dla Autora: Tekst bez wielokrotnego użycia słowa „niewątpliwe”.
Poza tym tekst jak zwykle w punkt i na temat.
🙂
Podejmuję wyzwanie. 🙂 Tego tekstu jednak już nie będę poprawiał, ale następny „niewątpliwie” będzie już pozbawiony wielokrotnego użycia tego słowa. 😉
Szkoda że indian nie pozostał przy pasku i musili władowac kiete