BMW Nine T Urban G/S 2017
3 min readSeria GS to złote dziecko BMW. Maszyny sygnowane tymi dwoma literkami pobijają cały świat. Motocykliści zakochali się w uniwersalności tych jednośladów. GS potrafi mknąć po autostradzie 200 Km/h, by chwile później zjechać z betonowych szlaków i przeczesywać nieutwardzone trakty. Są oczywiście sprzęty szybsze od monachijskiej „krówki”, wiele jest lżejszych i poręczniejszych w terenie, ale chyba nikomu nie udało się zbudować tak wyważonego dwukołowego organizmu. Należy również pamiętać, że jest to ojciec segmentu turystycznych enduro, które wydają się być odpowiednikami SUV-ów wśród motocykli. Cała historia rozpoczęła się w 1980 roku. Spece z Bawarii postanowili nawiązać do legendarnego już R80G/S, w związku z tym w Mediolanie pojawiła się ciekawa nowość, której jednym zadaniem jest łechtanie gustów nostalgicznie usposobionych klientów.
Za bazę wybrano Nine T. Na pierwszy rzut oka pomysł może wydawać się kontrowersyjny, gdzie ciężkiemu nakedowi do terenowej maszyny? Otóż Urban G/S nie musi być hardkorowym zawodnikiem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie również wymagał od niego uniwersalności na poziomie GS 1200. Tutaj liczą się wspomnienia i klasyczny sznyt.
Modułowa konstrukcja Nine T była niewątpliwym plusem przy tworzeniu nowej wersji. Rama pozostała bez zmian, silnik również. Solidne 110 KM jakie produkuje ponad litrowy bokser to wartość wystarczająca. Inne są zawieszenia. Z przodu pracuje widelec teleskopowy wspólny z modelem Pure, ma on jednak wyższy skok żeby zwiększyć prześwit. Tylny amortyzator również podniesiono. Nie należy się jednak spodziewać jakiś ponadprzeciętnych właściwości terenowych. To nadal motocykl szosowy.
W salonie będzie można zakupić wersję z aluminiowymi kołami i szprychowymi. Moim zdaniem jednym słusznym wyborem będą klasyczne szprychy i lekko terenowe opony. Oczywiście na szosowych prowadzenie będzie lepsze, ale ucierpi na tym wygląd… cóż w tym segmencie rządzą nie zawsze zdroworozsądkowe reguły. Cechą charakterystyczną Urban G/S i typową tylko dla niej jest błotnik umieszczony tuż pod dolną półką przedniego zawieszenia. Charakterystyczna obudowa reflektora wydaje się być żywcem wyjęta z pierwowzoru. Pod nią znajduje się samotny prędkościomierz, identyczny jak w tańszych odmianach Nine T. Wydech ze stali nierdzewnej poprowadzono dość nisko i nie zastosowano żadnej osłony, to dobitnie świadczy o przeznaczeniu tej konstrukcji.
Urban G/S jak na standardy BMW ma być spartańsko wyposażony. Producent nie pozbył się ABS-u, ale kontrola trakcji wymaga dopłaty. Obrotomierza nie dostaniemy nawet za dopłatą. Miejsca na bagaż nie przewidziano – choć w katalogu z akcesoriami na pewno należy się spodziewać jakiś klimatycznych kufrów. Pewien dysonans u estetów może tworzyć sporych rozmiarów zbiornik paliwa połączony z płaską kanapą i szczątkowym zadupkiem, Jednak takie proporcje są zgodne z pierwowzorem.
Fani takich klimatów na pewną będą zadowoleni. Ja również jestem, w internecie pojawiają się jednak głosy, że ten sprzęt jest tylko pozerską zabawką dla bogatych hipsterów. To święta prawda! Dlatego jeśli ktoś chcę podbijać świat i zwiedzać urokliwe – często niedostępne – zakątki na pewno nie wybierze tego motocykla – dla niego są „prawdziwe” GS-y, ale narzekanie na nowe BMW jest jak obrażanie się na klasyczne jeansy Levis, które były pomyślane jako odzież robocza. Dziś są o wiele lepsze ciuchy do ciężkiej pracy, ale czy to znaczy, że takie spodnie miałby zniknąć z rynku? Nie! To dziś po prostu kultowa odzież. Tak samo może być z Urban G/S.